Spotkanie z Czytelnikami 2017

Tradycji musi stać się zadość. Oto krótka relacja ze spotkania, które zorganizowałyśmy z Agnieszką Lis.
Pomysł przyszedł nam do głowy nagle, ale podobno takie są właśnie najlepsze. I reguła, co nagle to po diable zdaje się tracić na wartości w tym przypadku. Miały odbyć się dwa spotkania, w krótkim, bo tygodniowym odstępie czasu, ale wtedy któraś z nas nie spotkałaby się z częścią z Was! A przecież o to chodziło, żeby mieć możliwość porozmawiania i świątecznego wyściskania naszych Czytelników. I tak oto wybrałyśmy najpierw Szynk Praski, jednak w międzyczasie, z przyczyn, o których już zapomniałam, musiałyśmy zmienić lokal. I tu z pomocą pospieszyła niezastąpiona Lidia Szarna! Wiecie, jak odbieram Lidzię? Jeśli za rogiem czai się jakiś potwór, który ma pokrzyżować plany, Lidia z pewnością znajdzie sposób, by pognać go precz. I tak stało się tym razem. Banjaluka, brzmiała wiadomość na messengerze, którą olśniła mnie. Dostałam jeszcze telefon, żebym szukać nie musiała i tak wczoraj, 9 grudnia o godzinie piętnastej z minutami, bo spóźniłam się, usłyszałam głosy dobiegające znad długiego stołu, ustawionego w zacisznym kącie restauracji.

Atmosferę podgrzewała wzajemna sympatia i przyjaźnie. Rozmów i śmiechu nie było końca. Przyznam szczerze, że momentami obawiałam się, że zostanie nam zwrócona uwaga, bo przemieszczaliśmy się po lokalu zupełnie swobodnie. Jednak goście okazali się bardzo życzliwi a kelnerzy wyrozumiali i gibcy, jak na wykonywaną profesję. Nie raz miałam nad głową tacę ze strzelającym gorącym posiłkiem a kelner omijał mnie tanecznym krokiem, bo własnie kucałam przy Ani Brengos i Julicie Strzebeckiej. A przy okazji, Julita pisze kolejną powieść a premiera wyczekiwanej przeze mnie Prażeńki Ani Brengos będzie miała miejsce już w kwietniu 2018 roku! Czekam, niecierpliwie czekam!!! Zażyczyliście sobie relacji, o co postarał się Aleksander. Jemu takie relacje wychodzą zdecydowanie lepiej niż mnie :-) Nie obyło się również bez podpisania kilku egzemplarzy książek, pamiątkowych zdjęć i prezentów....

Tych przywiozłam do domu całą masę. I siedziałam później w domu wzdychając i zachwycając się Waszą wyobraźnią i wspaniałomyślnością. Jestem naprawdę wdzięczna i wciąż zastanawiam się czymże zasłużyłam na tak okazaną sympatię...Ale tu z wyjaśnieniem pospieszył mój ośmioletni syn. Obydwaj siedzieli w moim pokoju i przyglądali się, jak odwijam pamiątki. Wituś w pewnej chwili westchnął i kiwając swoim blond łebkiem rzekł:
- Mamusiu, ty te prezenty dostałaś od swoich czytelników? Oni muszą cię naprawdę lubić...
 Za oprawę fotograficzną odpowiadała Moniczka Szydłowska, kobieta o niespożytej energii. Samo przebywanie w Jej towarzystwie powodowało nagły przyrost empatii i pozytywizmu. A zdjęcia? To możecie ocenić sami na fejsie. A Eleonora? Po raz kolejny udzieliła kilku bezcennych wskazówek. A propos.... Premiera Andromedy już zupełnie blisko, jeśli będziecie mieli wątpliwości co do wyboru imienia jednej z kluczowych bohaterek, mam nadzieję, że moje ogromna sympatia i podziw dla Eli wyjaśnią wszystko :-) Zabraknąć nie mogło tortu i odśpiewanego Sto lat dla naszej solenizantki. I wiecie co myślałam wtedy? Byłoby świetnie posłuchać niektórych z nas w wersji solo.... A w Banjaluce odbywają się wieczory karaoke.... Może to jakiś pomysł? Świat literacki i blogosfera skrywają wiele wciąż nieodkrytych talentów wokalnych, zapewniam Was!!! Aga Sonenberg i Aleksander chyba się nie obrażą...
Potem był spacer. Poszliśmy podziwiać Stare Miasto. Aleksander przewodził, opowiadał anegdoty i zdradzał warszawskie ciekawostki a my otuleni szalami i kapturami napawaliśmy się nastrojem i swoją bliskością. Okazało się, że wypicie butelki wina nie było złym pomysłem. Paweł, mam rację, prawda? Przynajmniej nie zmarzłam. Jednak o Julce nie mogę tego powiedzieć... Choć dziś ma się zupełnie dobrze, wczoraj po powrocie do domu jeszcze długo siedziała przy kominku złorzecząc na pogodę.
- Spacerów ci się zachciało... I to zimą...- Hm, młodzież...
Pożegnanie, choć konieczne nie należało do chwil przyjemnych. Wieczór, na który czekaliśmy tyle tygodni dobiegł końca. Choć twarze mieliśmy wciąż uśmiechnięte, w sercu zrobiło się jakoś tak smutniej. To był jeden z przyjemniejszych wieczorów a pomysł, żeby spotykać się z Wami częściej, kochani nasi Czytelnicy, wydaje się być naprawdę trafiony. Mam nadzieję, że podzielacie moje zdanie.

A wiecie co w takich spotkaniach jest najprzyjemniejsze? To mianowicie, że ich okruchy na zawsze pozostaną w naszych sercach. Waciki, od dziś będę kojarzyła z Agnieszką Sonenberg a białe wino z Pawłem i tak dalej.... Czasami, choć mieszkamy naprawdę blisko siebie, codzienność pozbawia nas możliwości spotykania się częściej. Ale zawsze możemy napisać do siebie list, zadzwonić. Dobrze, że Was mam. I bardzo za to dziękuję.

Noc, dzień, co lubię ja, co lubisz ty...

No i nas dopadło. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że człowiek zawsze przejawiał skłonności do wyolbrzymiania swojej pozycji. I nie chodzi o p...