Fragmenty Łowisk

Lewy brzeg, 2015 





PROLOG

Za oknem budził się kolejny dzień. Niebo powoli nabierało rdzawo-cynowych barw. Kobieta siedziała z podkurczonymi nogami w fotelu. Brodę oparła na kolanach i wpatrywała się w niebo za oknem. Nie zmrużyła oka tej nocy. Powietrze w pokoju było ciężkie, przesiąknięte wilgocią i zapachem wtopionej w asfalt ropy.
Nagle niebo rozbłysło. Jej pokój rozjaśniła blada poświata, a szyby w oknach starej kamienicy zadrżały od przemierzającego niebo grzmotu. Podskoczyła, słysząc wtórujący grzmotom coraz silniejszy wiatr. To był pierwszy raz, kiedy burza obudziła w niej tak dziwne uczucie pustki, i to we własnym mieszkaniu. Poczuła się obco. Bezgłośnie opuściła stopy na rozgrzaną podłogę, a wzrokiem powiodła po szarych, uśpionych jeszcze ścianach pokoju. Entuzjazm i euforia, które od jakiegoś czasu wypełniały jej życie, uleciały gdzieś nagle i szybko jak spłoszony ptak.
Skąd ta nagła zmiana, kiedy w końcu znalazł się przy jej boku mężczyzna, z którym gotowa była pójść bodaj na koniec świata, który fascynował ją i jednocześnie wciąż trochę przerażał? Skąd to zwątpienie i nieznośnie kołaczące się wewnątrz przeczucie, że w życiu nie można liczyć na szczęśliwe zakończenia?
Podniosła się z rattanowego fotela i powoli podeszła do szerokiego łóżka, na którym spał on. Jej mężczyzna.
Przysiadła na krawędzi i z nieukrywaną przyjemnością wpatrywała się w jego bladą twarz. Wyciągnęła rękę, chcąc go obudzić, jednak zaniechała tego zamiaru. Porozmawia z nim jutro, mimo nieopisanej potrzeby usłyszenia jego głosu, jakby w obawie, że może to już więcej nie nastąpić. Delikatnie odsunęła lekką narzutę, omiatając jego nagie ciało spojrzeniem, i wsunęła się do środka. Poczuła gorące, stalowe piersi, które przycisnęły się do jej pleców. Okryła się jego ramieniem i mocno zacisnęła powieki. Chciała zasnąć. Za wszelką cenę pragnęła, żeby te wątpliwości odpłynęły i pozwoliły jej dalej cieszyć się tym, co otrzymała od losu...

.....Nawet nie zauważyła, kiedy tuż przed nią, widocznie wychodząc z sąsiadującej po lewej stronie toalety męskiej, wyrósł tenże sam mężczyzna,
który obserwował ją na sali. Majka wpadła na niego i obiema rękami oparła się
o jego twarde, mocno zarysowane pod czarną koszulą, piersi. Był od niej wyższy.
Zdecydowanie wyższy o głowę, oceniła, kiedy uniosła przestraszone oczy
i spojrzała w jego spokojną, aczkolwiek budzącą w niej niepokój, twarz. Patrzył
w jej oczy bez zawstydzenia, jakby chciał wedrzeć się do wnętrza jej duszy.
Majkę przeszył dreszcz, jednak nie potrafiła określić, czy przestraszyła się tak
bardzo jego, czy też sam fakt, że zamyśliła się, wprowadził ją w ten chwilowy
stan odrętwienia. Czuła jego twarde mięśnie a z jej ust wyrwał się tylko cichy jęk.
W jednej chwili zapragnęła być już na sali i siedzieć w swoim fotelu. Nie,
zapragnęła być już w domu i popijać kawę z tatą w kuchni. Ale mężczyzna, jakby
zamarł tak jak ona. Położył jej dłoń na przedramieniu i lekko odchylił głowę. Po
jej ciele rozlało się przyjemne ciepło, kiedy zsunął dłoń i zatrzymał się na
wysokości łokcia.....

- Przepraszam. Nie chciałem pani przestraszyć- powiedział, a Majka uświadomiła sobie, że czekała na moment, kiedy usłyszy jego głos. Był niski, trochę chropowaty. Zaschło jej w ustach, przełknęła więc ślinę, chcąc zwilżyć nieco nagle zaschnięte gardło. Starała się poczuć jego zapach, jednak nie mogła zmobilizować się do zaczerpnięcia głębszego haustu powietrza.
- To ja przepraszam. Nie spodziewałam się, że tu są kolejne drzwi.- Zorientowała się, że wciąż trzyma dłonie oparte o jego tors i czując rumieniec zalewający twarz, oswobodziła rękę z jego uścisku i potarła niezręcznie czoło.
- Nic się pani nie stało?- Przeniósł spojrzenie w kierunku jej dłoni, a potem lekko odsunął się od niej, chcąc przyjrzeć się jej dokładniej.

- Nie, nic mi nie jest.- Splotła ręce na wysokości piersi i czekała, aż jego wzrok zatrzyma się na nich. Zawsze tak było, pierwszą rzeczą, jaką faceci u niej zauważali, były jej duże piersi. A ona jeszcze postanowiła wskoczyć dziś w ten skąpy sweterek. Właściwie była pewna, że zauważy ten sam grymas na jego twarzy, który towarzyszył innym, na ich widok. Poczuła, że robi jej się gorąco. On jednak tylko ogarnął ją wzrokiem i wskazał dłonią schody.






Mroki Łowisk 2016

fragmenty Prologu:

...Wtedy też jego uszu dobiegł odgłos śmiechu. Zainteresowany natychmiast powiódł wzrokiem w kierunku, z którego dobiegał ów dźwięk, i w skupieniu zmrużył powieki. Między sosnami biegała ona. Ubrana w długą białą suknię, choć nie miał pewności, czy nie była to biała nocna koszula, z burzą rudych, nieokiełznanych pukli opadających na plecy włosów, wyglądających zupełnie jak płomienie okalające jej twarz. Biegała wokół drzew, jakby drocząc się z kimś. Powiódł czujnym wzrokiem dalej, w poszukiwaniu drugiej osoby, przed którą ta bogini starała się ukryć, jednak nie zauważył nikogo więcej. Zewsząd dobiegał go jedynie jej dźwięczny głos, chichot jakby roześmianej dziewczynki, bawiącej się w chowanego z koleżankami. Mimochodem uśmiechnął się. Ten widok sprawiał mu ogromną przyjemność. Chłonął jej postać niemal każdym fragmentem siebie. Piękny, zadarty,nieduży nos, rude, szpiczaste brwi, które nadawały jej twarzy nieco surowości, i czerwone jak krew usta. Jej twarz była blada, zupełnie pozbawiona rumieńca, którego obecność wydawałaby się tak naturalna. Piękne bujne piersi kołysały się, jakby chcąc wyrwać się z haftowanej koszulki ciasno opinającej jej ramiona. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Wydawała mu się taka piękna. Uświadomił sobie wtedy, że zna tę kobietę. To była Matylda. Jego pożądanie, miłość i obsesja w najczystszej postaci. W momencie, kiedy w jego myślach zabrzmiało jej imię, zwróciła się w jego kierunku, a jej spojrzenie przeszyło go na wylot.
Pragnął jej.
Jakby słysząc jego myśli, zachichotała zawstydzona, kładąc na ustach delikatną, szczupłą dłoń i ukrywając żar swojego uśmiechu.
– Jesteś mój, kochany. Teraz zostaniemy już razem. Tutaj, na Łowiskach.
Pobiegła w przeciwnym kierunku i skryła się za kolejną linią brzóz. Jej dźwięczny śmiech wtopił się w szum jeziora, a szelest koszuli zlał się w jedną pieśń z szumiącymi na wietrze liśćmi.
– Zostaniemy razem…– szepnął, wiodąc za nią wzrokiem. Coś jednak ukłuło go w sercu, jakby gdzieś głęboko rodziła się jakaś wątpliwość. Odwrócił głowę w prawo i mocno wyciągnął szyję. Tuż za wzniesieniem jego oczom ukazał się kontur dachu. Tak, na Łowiskach stał przecież dom. To był jego dom. Podniósł się niepewnie, w obawie, że za chwilę może się przewrócić. Stopy stawiał powoli, jedna za drugą, jakby sprawdzając, czy wszystko jest z nimi w porządku, czy nie zatracą za chwilę naturalnego rytmu poruszania. Skierował się w stronę domu. W jednym z okiem powiewała biała firanka. Czyżby ktoś był w środku?
Szedł powoli, delektował się każdym stawianym krokiem. Czuł ciepłe promienie słońca muskające jego twarz, jednak nie było mu gorąco. Kiedy dotarł wystarczająco blisko, jego uszu dobiegł cichy dźwięk sączącej się gdzieś z wewnątrz muzyki. Natychmiast pochwycił rytm i zaczął nucić pod nosem. W oddali zaś usłyszał ponownie jej śmiech. Obejrzał się przez ramię, ale jego myśli zaprzątnięte były w tej chwili domem. Czuł, że musi wejść do środka....
                                                                                                                                             ....Jakaś siła tym razem kazała mu skierować się w stronę długiego korytarza prowadzącego do lewego skrzydła domu. Niemal na jego końcu znajdowały się drzwi. Teraz zamknięte, jednak Paweł miał pewność, że za nimi znajduje się coś, co go przyciąga, wabi, i czemu niemal nie może się oprzeć. Nacisnął na klamkę i pchnął je lekko. Drzwi ustąpiły. Słyszał swoje oszalałe serce, ale nie miał pojęcia, co powoduje jego podekscytowanie. Nie bał się, czuł jednak mrowienie na karku. Przestąpił próg najciszej jak potrafił i zaczerpnął głęboko powietrza. Pokój przepełniał ten sam zapach, który roztaczał się w kuchni. Włosy na jego karku uniosły się. Przeszył go przyjemny dreszcz. Przymknął drzwi i skierował się w stronę łóżka, na którym ktoś spał. Słyszał spokojny, głęboki oddech. Rozejrzał się po pokoju. Na fotelu porozrzucane były ubrania, na starym dębowym biurku z kolei stało również kilka filiżanek po kawie. Co ci ludzie robią, że nie mają czasu po sobie posprzątać, przebiegło mu przez myśl.
Śpiącą postać oświetlił księżyc, który w tej chwili wychylił się zza ciemnej skłębionej chmury. Obraz wydał się Pawłowi wyjątkowo mroczny, co jedynie rozbawiło go. Cała ta sytuacja bowiem wydawała mu się wyjątkowo nietypowa. Podszedł do łóżka od strony okna, tak, by nie przesłonić blasku księżyca padającego na twarz śpiącej kobiety. Miała krótkie włosy, rozrzucone w nieładzie na poduszce. Uznałby ją za cherubina o nieskazitelnie okrągłej twarzy. Podszedł bliżej i dopiero wtedy poczuł, jak jakiś ciężar wciska go w ziemię. Znał również tę kobietę, kochał ją. To było głębsze uczucie niż to, którym darzył biegającą nad jeziorem Matyldę. Opadł na kolana tuż przy jej twarzy i przyglądał się jej centymetr po centymetrze, starając się za wszelką cenę przypomnieć sobie coś więcej ponad to, że kochał ją. Dlaczego tak wiele dla niego znaczyła? Dlaczego pod jej oczami oprawionymi ciemną linią długich rzęs rysowały się tak głębokie cienie? Co tych dwoje ludzi przeżyło takiego, że odbiło się to takim piętnem na ich twarzach? Przysunął twarz do jej ust tak, by poczuć jej oddech. Nie czuł jednak nic. Co tu się, kurwa, dzieje? Ściągnął gniewnie swoje gęste czarne brwi i przysunął się jeszcze bliżej. Nie było możliwe, by nie dosięgał go jej oddech. Dopiero czuł wiatr, słońce grzało jego twarz, dlaczego nie może poczuć jej oddechu na swojej twarzy? Potrzebował tego …


Mroki Łowisk...


Robert zjechał z ulicy na piaszczystą ubitą drogę i powoli, omijając wyboje, zbliżał się do małego, stojącego w oddaleniu od najbliższych domostw o jakiś kilometr kościoła. Był to drewniany budynek, wykonany z wielkim kunsztem, co prawda już nadgryziony zębem czasu, ale wciąż wzbudzający szacunek. Majka, wysiadając z samochodu, nie potrafiła pohamować westchnień podziwu, który wywołał w niej ten widok. Wszystkie tralki i rzeźbienia wykonane były w sposób, w którym czuło się rękę prawdziwego mistrza. Obeszła kościół dookoła i z zadartą do góry głową wpatrywała się w drewnianą, gdzieniegdzie już ukruszoną przez korniki podbitkę z solidnych dębowych bali. Gładziła delikatnie, w obawie, by czar tego miejsca nie prysnął, wgłębienia między balami i z zachwytem kręciła głową.
– A wiesz, że budował go zwykły wiejski stolarz ze swoim synem? – Usłyszała za sobą głos podążającego w krok za nią Roberta.
– To niesamowite miejsce. Czuje się aż boską rękę, kiedy patrzysz na to, z jakim oddaniem i dbałością o najmniejsze szczegóły został wybudowany. Boże, takich świątyń nam potrzeba, a nie Świątyni Opatrzności Bożej, która aż ocieka próżnością i przepychem. Prostota jest największym cudem. – Zauroczona pchnęła drewniane drzwi i aż podskoczyła na dźwięk zgrzytu i skrzypiących zawiasów, które brzmiały tak, jakby były otwierane pierwszy raz od wieków. Wnętrze zachowane było w tym samym stylu. Czyste, wygładzone drewno z obrazami przedstawiającymi świętych i drogę krzyżową. A wszystko to wyszło spod tej samej ręki stolarza i oczywiście wykonane było w całości z drewna. Majka podeszła do ołtarza, prostego, drewnianego, wspartego na ciężkich balach z wyrzeźbionymi barankiem i gołębicą. Opadła na kolana na wyściełanym czerwonym aksamitem klęczniku i zacisnęła powieki. Tak blisko Boga i jego majestatu nie czuła się dawno. Żarliwa modlitwa wydzierała prosto z jej udręczonego serca. Po policzkach ponownie popłynęły łzy, z tą jednak różnicą, że w tym świętym miejscu nie czuła wstydu z powodu swojej słabości. Płakała nad swoim losem, nad losem Pawła. Płakała też w związku z chorobą taty. W końcu uniosła oczy i błagała o litość dla siebie z powodu nienawiści, jaką czuła do matki oraz do gwałciciela, który zbrukał ciało jej przyjaciółki. Dopiero na końcu odważyła się poprosić o zdrowie dla Pawła i siłę dla siebie, by mogła dźwigać ciężar tego, czego doświadczała. Kiedy jej żal i błagania przebrzmiały, Majka zdołała ocknąć się z letargu i odwróciła głowę w poszukiwaniu Roberta. Znalazła go siedzącego w pierwszej ławce, ze spuszczoną głową ukrytą w delikatnych i szczupłych dłoniach. On również się modlił. Przepełniała ją lekkość. Odmówiła jeszcze krótką modlitwę i uniosła się z kolan. Usiadła po cichu obok niego i czekała aż skończy. O co prosił? Czy modlił się za swojego brata?


Mroki Łowisk

– Paweł… – Zęby jej szczękały, a rękami oplotła mocno jego szyję, jak dziecko. – Wpadłam do wody – jęknęła, zastanawiając się, dlaczego nie czuje palców u stóp. – Jest mi strasznie zimno. Zabierz mnie stąd, proszę.
On jednak jedynie wpatrywał się w jej zmarzłe i parujące oblicze swoimi czarnymi, pozbawionymi emocji oczami i uśmiechał się.
– Chcesz zostać ze mną? – zapytał, choć Majce umknęło, czy jego usta w ogóle drgnęły.
– Oczywiście, ze chcę. Skąd to pytanie? – Próbowała zrozumieć sens jego słów, a w tym samym czasie pod wodą oplotła nogami jego biodra.
– Bez względu na wszystko?
– Tak – jęknęła, wpatrując się w niczym niezmąconą czerń jego zimnych oczu. Z jego twarzy zniknął uśmiech, w jego miejsce natomiast pojawiła się drwina, wykrzywiająca ją w sposób, którego do tej pory nie widziała.
– To zostań ze mną tutaj. W moich ramionach. A mogłaś mieć wszystko… – Chwycił ją za dłonie i rozplótł ich węzeł na karku. To samo zrobił z jej nogami. Wyrwał się z jej uścisku i stanął obok, patrząc, jak Majka cofa się i kurczy w sobie. Nie miała siły utrzymać się na nogach, które odmówiły jej posłuszeństwa. Właściwie nie czuła już swoich nóg.
– Paweł, proszę cię. Ja się boję… – szeptała, ale zdawało jej się, że żaden dźwięk nie wydobywał się z jej ust. Patrzyła tylko, jak Paweł zbliża się do niej, ujmuje jej kark i przysuwa twarz do jej twarzy, tym samym zbliżając się coraz bardziej do tafli wody. – Proszę cię, Paweł! –krzyknęła z całej siły, kiedy uświadomiła sobie, co się za chwilę wydarzy. Z jej ust jednak wydobył się zaledwie piskliwy głos przerażonej dziewczynki.
On w odpowiedzi wyprostował się i zacisnął mocno zęby, tak, że widziała mięśnie drgające na jego policzkach. Po czym z całej siły naparł na jej kark i pociągnął w dół. Jej płuca powoli zaczęły wypełniać się ogniem, czuła jak pęcherzyki powietrza pękają jeden za drugim. Za wszelką cenę starała się chwycić ręce, które przygniatały ją do mętnego dna jeziora. Zacisnęła powieki i myślała o tym, by nie zaczerpnąć do płuc wody, kiedy to bowiem zrobi, uleci z niej ostatnie tchnienie. Ból rozsadzający jej piersi rósł i wypełnił w końcu gardło. W desperackim geście spróbowała kopać, ale to też nie przyniosło żadnego skutku, w uszach słyszała tętent własnego serca, który stawał się coraz bardziej odległy, słabszy. Nie miała już siły, a wokół zapanowała martwa cisza.

Jego uścisk zelżał dopiero, kiedy ostatnie pęcherzyki powietrza pękły, a jej ciało przestało drgać w spazmach agonii.

Ulubione cytaty

"Przeznaczenie człowieka często nie ma nic wspólnego z tym, w co się wierzy lub czego się obawia."
- Paulo Coelho

" Zrób mi tę przyjemność 
uwielbiaj mnie mimo wszystko."


- Antoine de Saint-Exupéry, Mały książę

"Czasem gdy wszystko oddala się w głęboki sen, przychodzi przebudzenie a reszta jest prawdą..."

- Jim Morrison

"Dlatego walczymy z nurtem rzeki,
który znosi nas w przeszłość nieustannie."

- Francis Scott Fitzgerald, Wielki Gatsby

"Nie bój się cieni.
One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło."

- Oscar Wilde

"Przynoszę nieskalane ziarna radości,
nieskończonego dążenia do siebie.
Więc lećmy. Nasz czas wyrasta z wczorajszego jutra. Szybujemy łagodnie w naszą skrytą przeszłość.
Lećmy razem."

-William Wharton, Ptasiek, 1978r

" I otrze z ich oczu wszelką łzę a śmierci już odtąd nie będzie.
Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły.

- źr. Wyd II 1971, Apok.21:4

"Błogosławiony ten, co nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego faktu w słowa."

- Julian Tuwim

"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki:
- nic nie mów
- nic nie rób
bądź nikim

- Arystoteles

"Gdzie niewiedza jest rozkoszą,
szaleństwem jest być mądrym."

- Thomas Gray, Świat nawiedzany przez demony.

"Tak, człowiek jest śmiertelny,
ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewane."

-Michał Bułhakov, Mistrz i Małgorzata


Postanowiłem trzymać się miłości.
Nienawiść to zbyt wielkie brzemię. Martin Luther

może się wypaliłam,
ale co zrobię, kiedy nie umiem żyć wolniej.
w pośpiechu łatwiej uniknąć spojrzeń.

- Beata Kołodziejczyk, Niechcianość a-tomik

- A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając misiową łapkę. - Co wtedy?
- Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.

Alan Alexander Milne (z książki Kubuś Puchatek)

Julia pisze... Strąceni

Kolejna dawka wyobraźni Julii przelana na papier.

Alatum mittitur
Strąceni

Czasem siedząc w ciemnym pokoju zastanawiasz się nad sensem własnego życia.. Zadajesz niejednokrotnie pytanie: Dlaczego ja? Odwiedzając najdalsze zakątki swojego umysłu, myślisz o wszystkich błędach, jakie popełniłeś albo kiedyś popełnisz.. Nieświadom, że pod twoim rodzimym miastem toczy się wojna, której koleje zadecydować mają o tym czy jutro w dalszym ciągu będziesz się zastanawiał nad swoim życiem czy w brutalny sposób je zakończysz.

Szesnastoletnia Rozalia, sądzi, że jest zwykłą, szarą, a nawet nudną licealistką, którą każda przygoda omija wielkim łukiem. Jej przekonania okazują się jednak błędne, kiedy na jej drodze staje skrzydlata Lucia. Zabierając ją do podziemi Warszawy poznaje ją z całą rasą Alatum (z łac. skrzydlaci), którą musi wybawić. Wszystko idzie jak po maśle, lecz pewnego dnia oddziały powracają z obozowiska wroga z nietypową zdobyczą w postaci jeńca. Czy tajemniczy Kilian, będzie miał wpływ na przeznaczenie Skrzydlatych? Czy Rozalia dokona przeznaczenia? Od niej zależy, czy go dopełni, czy spisze na straty miliony istnień.

PROLOG
Otworzyłam zmęczone oczy i przetarłam je leniwie ręką. Nie zważając na to, że dopiero wstałam z łóżka powędrowałam do kuchni. To dziś. Dzień, którego wyczekiwałam przecież tak długo. Cały rok!  Dziesiąte urodziny. Mama obiecywała mi, że tego dnia otrzymam większą swobodę i we dwie pojedziemy do centrum handlowego, gdzie kupi mi jedną wybraną zabawkę. Nie wiedziałam jeszcze co to miałoby być, ale przecież od czego są wystawy? Musiałam podjąć ważną decyzję, ponieważ co by o mnie pomyślała? Przed wszystkimi swoimi znajomymi chwaliła się, że jestem bardzo dojrzała, jak na dziecko w moim wieku. Odkąd skończyłam sześć lat chodziłam na zajęcia z gry na fortepianie, zawsze interesowałam się muzyką.
Przekraczając próg kuchni ujrzałam mamę w liliowym fartuszku, odwróciła się do mnie i promiennie uśmiechnęła.
- Cześć kochanie, Co tak wcześnie? - Podeszła do mnie i uścisnęła - Spodziewałam się ciebie po dziesiątej. Co najmniej.
- Oj, Mamo. Dzisiaj mam urodziny, nie mogę przegapić ani chwili z tego dnia. Będę się nim rozkoszowała aż do nocy! - Entuzjastycznie podskoczyłam i klasnęłam w dłonie.
- Dobrze, ty moja mała kobietko - znów się uśmiechnęła. W mojej mamie kochałam to, że w każdej chwili okazywała jak bardzo mnie kocha. Jej uśmiech często był dla mnie jak dla zbłąkanego żaglowca latarnia morska. Stanowił jasny komunikat, że bez względu na to, co będzie działo się, zawsze mogłam na nią liczyć. - Mała, idź proszę do salonu włącz telewizję i za żadne skarby nie wychodź. - W jej oczach malowało się zakłopotanie. Spoglądała ponad moją głową w kierunku drzwi prowadzących do ogrodu.
Posłusznie wyszłam do kremowego salonu i usiadłam na obszernej rozkładanej kanapie. Włączyłam telewizor, zgodnie z jej prośbą. Pewnie miała dla mnie niespodziankę i dlatego wychodząc zamknęłam za sobą drzwi. Były to szczelne drzwi, nic nie słyszałam. A może to moja głowa nic nie chciała słyszeć? Po dłuższym jednak czasie ciekawość wzięła górę, ruszyłam z powrotem do kuchni.
Właśnie otwierałam drzwi, kiedy usłyszałam przerażający krzyk. Stanęłam jak wryta. W kuchni zauważyłam jakiegoś mężczyznę trzymającego moją mamę za głowę. Pisnęłam. Mężczyzna uniósł długi nóż. Trzęsłam się jak z zimna zaskoczona i sparaliżowana widokiem.
- Zostaw moją mamę – Wydusiłam słabo - Kim jesteś?
- Lucia - Uśmiechnął się pokazując długie kły jak u wilka. Miałam podobne - Hm. Nie powiedziałaś jej. Kochanie, jestem Barat. Jestem twoim ojcem.
Spuściłam głowę. To niemożliwe. Mama nigdy nie mówiła mi o moim ojcu, ani o tym skąd pochodzę. Nawet nie znałam swoich dziadków. Jedyną rodziną, jaką miałam była ona i jej przyjaciółki.
- Tak? - Zaśmiałam się nerwowo - Udowodnij! - Uniosłam głos próbując zmienić barwę, by brzmiał groźniej, mocniej.
- Wykapana matka - Wyszczerzył się - Na przedramieniu masz czarne znamię w kształcie półkola - Wskazał na miejsce, gdzie faktycznie nosiłam wspomniany ślad.
- Co tu robisz?! - Krzyknęłam przerażona
- Przyszedłem po moją własność - Zaśmiał się.
Potem ruszył w moją stronę zostawiając na szyi mamy krwawy ślad, niczym uśmiech. Zakaszlała i upadła na ziemie. Jej usta wymawiały niemo moje imię. Zasłoniłam usta, łzy zalały moje oczy. Opadłam na ziemię.
Potem pamiętam tylko stalowy uścisk Barata i niekończącą się rozpacz.


ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Doyle! Doyle! - Pani Kamińska wyrwała Rozalię z głębokiego namysłu, odrzuciła do tyłu rękę, która dopiero co podpierała jej głowę.
- Obecna! - Krzyknęła, po czym otworzyła zeszyt by nauczycielka odwróciła od niej wzrok.
- No chyba widzę, przeczytaj proszę zadanie szesnaste - Poprawiła owalne okulary i chrząknęła enigmatycznie.
- Nie mam. - Spuściła głowę i wyjrzała przez okno.
- Rozalia, co ja mam z tobą zrobić? Za miesiąc koniec roku, a ty już żyjesz wakacjami. Jeśli tak dalej pójdzie, zostaniesz na szarym końcu. Jesteś obiecującą uczennicą, a marnujesz swoje talenty. Weź się w garść - Wywróciła oczami, założyła nogę na nogę i posłała jej jeden z tych uśmiechów, które nic dobrego nie wróżyły.
- Postaram się - Kamińska wróciła do pisania na tablicy. Po kilku sekundach Karolina odwróciła się do niej.
- Brawo kochana, w końcu postawiłaś się tej wiedźmie - Klepnęła ją w ramie. Uczyła się od mistrzyni.
Gdy po dziesięciu minutach zadzwonił dzwonek, Rozalia nie zważając na stertę papierów, wrzuciła wszystko do wypchanego tornistra. W połowie drogi do szatni zatrzymał ją Filip, jej drugi najlepszy przyjaciel.
- Rose, idziesz do Starbucksa? Wszyscy się wybieramy - Odwróciła się, ujrzała jego świdrujące piwne oczy i bladą skórę. Musiał zauważyć, że mu się przygląda, bo poprawił nieposkromiony blond kosmyk.
- E, nie. Mam dzisiaj zajęcia z jogi - machnęła ręką - Muszę wrócić zanim Helena wpadnie w szał - Helena, jej matka. Dziewczyna nie wiedząc, czemu, nie ufała jej. Od dnia adopcji minęło wiele lat a ona dalej nie przekonała się, co do jej stylu bycia. Jej zdaniem Helena nie nadawała się na matkę, była za mało odpowiedzialna.
- Nie chodzisz na jogę – Krzyknął, gdy odwracając się włączyła iPada. Ostatnią rzeczą, na którą  miała tego dnia ochotę było oglądanie Karoliny śliniącej się na widok Filipa. Zazdrościła jej. Była długonogą blondynką z błękitnymi oczami i wielkimi ambicjami. Były całkowitymi przeciwieństwami.
Gdy doszła w końcu do ulicy 11 Listopada, niczym burza wpadła na klatkę o mało nie potrącając staruszki z Yorkiem. Heleny nie było w domu. Odetchnęła z ulgą. Przelotnie sprawdzając, jakie ma jutro lekcje uznała, że musi przygotować się do najbliższych zajęć plastycznych. Odpoczęła jeszcze chwilę i po namyśle przebrała się w zwykły t-shirt i rurki. Na nogi założyła trampki i wybiegła na dwór. Musiała odwiedzić pasmanterię. Wiatr owiał jej długie brązowe włosy. Zawsze, gdy była sama myślała o Karolinie. Wszystko jej się udawało. Przykładem mogło być chociażby to, że to ona zawsze miała najprzystojniejszego chłopaka, najlepsze ubrania, ech tam i wszystko inne. Rozalia natomiast nie była próżna. Nie. Ale cóż, każda kobieta jest pełna zazdrości szczególnie, jeśli chodziło o szmatki. I chłopaków, to oczywiste. Skręciła w lewo i wykrzyknęła przekraczając próg pasmanterii.
- Dobry wieczór – Ojej, zrobiło się naprawdę późno.
- Czego sobie panienka życzy? - Zza rogu wyszedł okrągły siwy mężczyzna w czarnej bluzie.
- Dwie włóczki złotą i zieloną - Uśmiechnęła się - Wystarczą dwu metrowe.
- A po co panience? Jeśli mogę spytać - Zgarbił się a Rose wypuściła powietrze.
- Na zajęcia, nic specjalnego. - Machnęła ręką by zbyć starca. Wpatrzyła się w jego oczy, było w nich coś niepokojącego. Odniosła wrażenie, że były puste, jakby pozbawione źrenic. Białe. Mrugnęła kilka razy by upewnić się czy to, co przed chwilą zobaczyła nie było tylko grą jej wyobraźni. Były białe, jak w horrorach, które Helena uwielbiała. Na ladę rzuciła pieniądze, wzięła torebkę i wybiegła ze sklepu. Nie potrafiła uzasadnić dlaczego, poczuła się jednak zagrożona.
Kiedy opuszczała sklep, na dworze było już całkowicie ciemno. Do domu miała jeszcze kilkanaście minut drogi, ale nie mogła wyzbyć się wrażenia, że ktoś ją śledzi. Możliwe, że ten starzec obudził w niej to dziwne uczucie. Był niesamowity. Przyspieszyła kroku. Kiedyś czytała książkę, w której opisano, jak reagować na podobne sytuacje. Musiała skręcić cztery razy w lewo. Z logicznego punktu widzenia powinna wrócić w to samo miejsce. Tak też zrobiła. Mimochodem sięgnęła jednak po telefon.

- Filip, gdzie jesteś? - Jęknęła rozemocjonowana.
- Witaj, królewno jak joga? - Usłyszała jak prycha.
- Filip, proszę cię gdzie jesteś? - Do oczu napłynęły jej łzy. Bała się.
- W Starbucks. Co się stało? - Usłyszała narastające napięcie w jego głosie.
- Ktoś mnie śledzi. Nie wiem kto to. Skręciłam cztery razy w lewo a oni dalej tam są. Pomóż mi. -Zaniosła się płaczem.
- Rose, nie płacz. Błagam. Już jadę. Jak te typy wyglądają? - Ukradkowo odwróciła głowę - Nie bój się, rozmawiaj ze mną.
- Jeden jest łysy i raczej grubszy, drugi wysoki, wytatuowany i z długimi włosami. - Wytarła nos rękawem - Filip, przyjedź…
- Słuchaj, cały czas do mnie mów. Powiedz gdzie teraz jesteś.
- W pobliżu restauracji Atici.
- Okay, niedaleko jest skrzyżowanie, które wyprowadzi cię na główną. Trzymaj się blisko ludzi. - Zrobiła jak powiedział. Po chwili była przy jezdni i przepychała się w tłumie ludzi. Odwróciła się szukając obecności śledzących. Niestety, wciąż byli kilka kroków za nią. Dwójka tajemniczych gości, otwarcie rozpychała morze przechodniów. Ścisnęła mocniej telefon.
- Jesteś? - Zapytał Filip. Słyszała jak dyszał. Poczuła ulgę uświadamiając sobie, że jechał do niej. Jechał ją ratować.
- Jestem.
- Zrobiłam, co mówiłeś. Idą dalej za mną, odpychają ludzi i przyśpieszyli kroku.
- Rose...- Zamarła czując nagle dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Odwróciła się i ujrzała łysego oprycha. Krzyknęła przerażona i ruszyła biegiem przed siebie. Mężczyźni ruszyli za nią natychmiast.
- Filip, halo!? Biegną za mną! Jakby coś mi się stało, pamiętaj o tym, co mówiłam… I… kocham cię. - Nie usłyszała odpowiedzi. Telefon wyślizgnął jej się z ręki. Biegła niczym na zawodach, ale nagrodą nie był złoty puchar. Tylko życie. Przebiegając przez pasy nie zważała na światła, rozum nakazywał jej znaleźć jakieś bezpieczne miejsce i ukryć się a adrenalina pchała ją do przodu. W połowie pasów potknęła się. Nie powstrzymało jej to jednak, czym prędzej wstała i ruszyła dalej. Gdy miała skręcać nadjechało, czarne wielkie auto. To było chyba BMW. Otworzyły się drzwi.
- Wsiadaj - Kobieta władczo skinęła głową i wskazała na siedzenie obok mierząc w nią z wyciągniętego pistoletu. Życie stanęło Rozalii przed oczami. Pomyślała, że nie spełni swoich marzeń. Nie zamieszka we Włoszech. Nie zostanie architektem. Nie pozna miłości swojego życia. Nie będzie miała dzieci. Umrze. Ale wbrew jej przypuszczeniom, kobieta posłała kilka strzałów w stronę mężczyzn a nie jej. Odetchnęła z ulgą. I chyba, dlatego wsiadła do auta.

Jechały w ciszy. Rozalia zdążyła przyjrzeć się nieznajomej kobiecie. Była to zielonooka brunetka z delikatnymi rysami twarzy. Mimo iż widziała ją zaledwie z profilu, była pewna, że kobieta jest piękna. Biła o głowę wszystkie dziewczyny, które znała. Ubrana w skórzany kombinezon z rękawiczkami bez palców. W pewnym momencie odwróciła się w jej stronę. Naprawdę była piękna, piękna to mało powiedziane, była niebiańską wręcz postacią….

I to byłby koniec... Niestety podjęte tematy szybko Julkę nudzą, stąd wiele prac pozostaje niedokończonymi. Ot tak, po prostu.. Ale to nic, wciąż mam kilka opowiadań, którymi podzielę się z Wami. Jestem bowiem bardzo dumna z mojej córki.

Krakowskie Targi Książki 2015 rok

Tegoroczne Targi Książki w Krakowie były wyjątkowym wydarzeniem. Dla mnie oczywiście! Po raz pierwszy znalazłam się bowiem po tej drugiej stronie... Już nie tylko przemierzałam alejki EXPO i równałam oddech, kiedy stanęłam naprzeciw znakomitych autorów i autorek polskiego pióra, do tej pory oglądanych tylko na okładkach ich książek bądź podczas spotkań autorskich. Tym razem mogłam zamienić z nimi słowo, jak ze starszymi kolegami i koleżankami po piórze, co stanowi dla mnie ogromną motywację.
Tym razem właśnie dane mi spróbować czegoś więcej... Mogłam rozsmakować się w niesamowitej atmosferze, rozmawiać z czytelnikami, którzy sięgnęli po moje książki. To trudne do opisania uczucie, którego prędko nie zapomnę- kiedy usiadłam na krzesełku w oczekiwaniu na pojawienie się MOICH czytelników. Jeszcze wspanialszą chwilą okazała się ta, kiedy na krzesełku obok mnie zagościła pierwsza przemiła czytelniczka... Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek nauczę się traktować podobne sytuacje naturalnie? Hm, w tej chwili jestem bardzo onieśmielona okazaną mi sympatią i Waszą satysfakcją po przeczytaniu moich książek. Bardzo dziękuję.

Pragnę również podziękować mojemu wydawnictwu Replika za okazane zaufanie i zaproszenie mnie na tak wzniosłe wydarzenie.

Dwie wspaniałe kobiety Repliki, którym daję się we znaki swoimi pytaniami :)


A poniżej pochwalę Wam się zdjęciami, które stanowią dla mnie pamiątkę :)
Moje Czytelniczki i Madzia Zimna z bloga Czytamy bo kochamy:






A poniżej znakomitości, które spotkałam :) Czarujące, otwarte i wspaniałe kobiety...





I na koniec Kraków nocą z moim mężem i córką.





Do zobaczenia za rok piękny Krakowie :)

Julia pisze... Obrazy

Ma na imię Julia, jest trzynastolatką i wiecie, co robi? Pisze.....
Będę dzieliła się z Wami tutaj tworami wychodzącymi spod pióra mojej córki.

Obrazy...

Skrzypiące mosiężne drzwi wydały niesamowicie wysoki dźwięk i powoli otworzyły się. Przede mną ciągnął się długi korytarz, z końca którego powiewał zimny wiatr. Przysłoniłam dlatego świecę i niezdecydowanie ruszyła do przodu. Tym razem podłoga nie skrzypiała, jak w poprzednich pokojach, tutaj w korytarzu, wyłożona była kamieniem i przykryta czerwonym dywanem. Wokół mnie, na ścianach wisiały portrety a surowe twarze spoglądające z malowideł patrzyły na mnie, jak na intruza i przyprawiały o dreszcze. Szłam przed siebie powoli, bo odnosiłam wrażenie, że ktoś lub coś mnie obserwuje. Ze szczerą niechęcią, strachem wręcz odwróciłam się do tyłu, niestety ogień mojej świecy zawężał nieco mój horyzont. Widziałam tylko to, co było kilka kroków za mną. I już miałam ponownie ruszyć przed siebie, lecz mój wzrok w szczególny sposób przykuł pewien obraz. Oprawiony w ciężką metalową ramę pomalowaną na czerwono, zupełnie, jak dywan, po którym stąpałam. Tajemnicza kobieta przyglądała mi się ze złowrogim spojrzeniem. Ciemne włosy opadały jej kaskadami na twarz, a oczy opalizujące żądzą mordu wpatrywały się we mnie. Obraz na pierwszy rzut oka oceniłam na bardzo stary; tkanina, na której go wykonano, pomarszczyła się w rogach, a cienie rzucane przez moją świecę dodawały całości patynowanego rysu. Mimo jego wieku, w dalszym ciągu mroził krew w żyłach. 
        Postanowiłam w końcu położyć się spać, ponieważ błądziłam po tym zamku kilka dobrych godzin. Ułożyłam się w śpiworze oparta o ścianę i zasnęłam. 
        Rankiem wszystko wokół wyglądało już bardziej przyjaźnie. Świecące jasno słońce zaglądało śmiało przez wąskie szczeliny wydrążone w kamieniu. Ja jednak wciąż byłam zaaferowana tym niesamowitym obrazem. Zabrałam plecak i wróciłam do miejsca, w którym wisiało moje przerażające znalezisko. Jednak uciekłam stamtąd w popłochu, gdy okazało się, że zamiast tych wszystkich obrazów, które mijałam, którym przyglądałam się z takim podziwem znajdowały się... okna.
                                                                                                                          Październik 2015

Moje książki

Premiera 2014 rok
Pensjonat w górach, pełna ciepła i mądrości Aniela, przyciągający niczym magnes Jacek…

Agnieszka decyduje się opuścić rodzinne miasto po śmierci rodziców. Jedzie w góry, bo właśnie tam, w latach młodości, spędzała beztroskie wakacje. Czy będzie umiała zostawić miejskie przyzwyczajenia i zacznie żyć według nowych zasad? Czy znajdzie spokój, którego tak szuka? Czy przeszłość, którą zostawiła gdzieś w centralnej Polsce, na pewno jest przeszłością
?
 Premiera wrzesień 2015
Historia, jakich wiele rozgrywa się wokół nas. Absolwentka psychologii, ambitna, wierząca w zbawienną moc swojej pracy podejmuje wyzwanie, jakim jest praca w podupadającej poradni psychologicznej na warszawskiej Pradze. 

Z głową i sercem przepełnionym ideologią, wiarą w możliwości człowieka walczy dzielnie z przeciwnościami, które zdają się ścielić pod jej stopami. Historia, jakich wiele… Zdałoby się rzec… 

Ta opowieść jednak jest inna niż historie, o których czytaliśmy… Miłość, którą spotyka Majka ma oblicze mężczyzny napiętnowanego ogromną tajemnicą, skrywaną przez jego rodzinę od pokoleń. Jego spojrzenie spowija mrok, zachowanie wzbudza lęk i osacza. 
Czy Majce wystarczy siły, by przeciwstawić się siłom, o jakich do tej pory nie słyszała? 

Czy wystarczy jej czasu? 

W tym wypadku bowiem miłość nie jest lekarstwem a czas nie goi ran…

 Premiera maj 2016
W drugiej części sagi Anny Kasiuk, Łowiska, Majka podejmuje wyzwanie, jakie rzuca jej los. Z wrodzonym sobie zapałem próbuje budować swoje szczęśliwe życie w cieniu malowniczych pejzaży Łowisk. Spełnia marzenia o własnej poradni, miłości wymarzonego mężczyzny. Wydawać by się mogło, że jej historia jest baśnią współczesnego Kopciuszka..

Ale czy na pewno? Enigmatyczne zjawiska i magiczna atmosfera miejsca, do którego przenosi się zwracają jej uwagę na przedwieczną tajemnicę. Wszystko, co otrzymuje od losu okupione jest ogromną ofiarą a cena, jaką przyjdzie jej zapłacić za szczęście może okazać się zbyt wysoka. Czy młoda pani psycholog znajdzie w sobie siłę by stawić czoło nieznanym jej dotąd zjawiskom? Czy jej mężczyzna okaże się być godnym przewodnikiem po historii miejsca, które nazywa swoim domem?

 Premiera luty 2017
"Jagoda" to trzecia odsłona sagi Anny Kasiuk zatytułowanej "Łowiska". Majka zamieszkała w starym domu nad jeziorem, z ogromnym zapałem prowadzi poradnię psychologiczną, a jej działalność cieszy się rosnącym zainteresowaniem wśród mieszkańców Szczytna. Wszystko wskazywać by mogło na szczęśliwe zakończenie tej niebanalnej historii, jaką zafundowało jej życie. Ale tak nie jest...
 Premiera lipiec 2017                                                                                   Opowieść o miłości, która ocala. Trzydziestodwuletnia Agnieszka żyje w błogim przekonaniu, że świat stoi przed nią otworem. Mieszkając z rodzicami, na których wsparcie i zrozumienie zawsze może liczyć, nie musi się troszczyć o codzienne potrzeby powszedniego życia. Jej świat wali się w gruzy, gdy rodzice giną w wypadku samochodowym. Agnieszka jest przekonana, że śmierć rodziców ma związek z przestępstwem, którego ona i jej matka były mimowolnymi świadkami. Czuje, że jej własne życie oraz życie jej pięcioletniego brata też jest zagrożone. Jedynym wyjściem wydaje się wyjazd z rodzinnego miasta. Czy zdoła uciec przed zagrażającymi jej bandytami i własnym obezwładniającym lękiem?

 Premiera listopad 2017
Do ukrytego w Tatrach, zasypanego śniegiem Pensjonatu pod Świerkiem przybywają na święta kolejni goście. Każdy z nich przywozi własną historię. Na miejscu wita ich para właścicieli, którzy – niczym anioły – przyjmują pod swoje skrzydła życiowych rozbitków. Czy ich dobroć i życzliwość wystarczy, by wydobyć z człowieka to, co w nim najlepsze, i jednocześnie uchronić od tego, co złe?
Pensjonat pod Świerkiem to zbiór nastrojowych opowiadań stworzonych przez lubianych autorów specjalnie na magiczny czas świąt Bożego Narodzenia. Do czytania nie tylko przy kominku, z kubkiem aromatycznej herbaty w dłoni, w towarzystwie bliskich osób i… pierniczków.

Premiera maj 2018
Ważne, by umieć przegrywać z godnością i nauczyć się wygrywać z pokorą.
Judyta, inteligentna i piękna uczennica maturalnej klasy, ma wszelkie warunki ku temu, by błyszczeć w towarzystwie, a jednak uparcie trzyma się na uboczu. Napięcie wokół dziewczyny przybiera na sile, kiedy nauczycielka zadaje uczniom projekt, a Judyta ma go przygotować w parze z najprzystojniejszym uczniem, kapitanem drużyny koszykarskiej, z którym chodzi Ola. Bieg wydarzeń gwałtownie przyspiesza, gdy okazuje się, że Szymona i Judytę łączy o wiele więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać – namiętność, przeszłość i związane z nią tajemnice… 
Premiera listopad 2018
Czasami niewiele trzeba, by zmarnować to, co oszlifowane mogłoby cieszyć do końca życia…
Sabina to czterdziestoletnia kobieta „na zakręcie”. Choć jej mąż Jeremi, utalentowany malarz, zmarł wiele lat temu, a życie zawodowe kobiety jest od dawna ustabilizowane, właśnie teraz odkrywa, że wszystko, co najważniejsze, przecieka jej przez palce. I postanawia o to zawalczyć. Po śmierci ukochanego, zajęta walką o przetrwanie swoje oraz córki, zapomniała, czym jest namiętność, ale kiedy w domu pojawia się Jakub, student malarstwa, Sabina przypomina sobie, jak podniecający może być zapach terpentyny. 
Premiera styczeń 2019
Nigdy nie jest za późno na zmiany.

Judyta kocha swoją pracę wśród kwiatów. Układanie bukietów to zajęcie stworzone dla jej artystycznej duszy. Ale po pracy codzienność nie wygląda już tak pięknie. Od lat Judyta tkwi w związku z mężczyzną, z którym nie jest szczęśliwa. Za namową przyjaciółek w końcu przestaje przymykać oko na zdrady i chce zacząć nowe życie bez niego.

Gdy niespodziewanie wraca Szymon – miłość Judyty z licealnych lat, wszystko wydaje się zbyt proste i piękne, żeby mogło być prawdziwe. I wtedy niepokojące słowa ze zmiętej anonimowej kartki wyciągniętej ze skrzynki na listy sprawią, że powrócą wspomnienia, które już dawno chciała wyrzucić z pamięci. Tym razem nie wywiniesz się tak łatwo. Żaden z nich Ci nie pomoże!

Jakie tajemnice skrywa przeszłość Judyty? Czy opiekuńczy Szymon da jej poczucie bezpieczeństwa i szczęście, na które tak długo czekała?



Premiera styczeń 2019
Ponoć miłość może się pojawić pod każdą szerokością geograficzną, ale czy nie jest tak, że niektóre miejsca sprzyjają jej w wyjątkowy sposób? Majestatyczny orłowski klif, tajemnicze jeziora i lasy Borów Tucholskich, słoneczna sopocka plaża, urokliwe zakątki gdańskiego Starego Miasta czy gwarny skwer Kościuszki w Gdyni – oto wymarzona sceneria dla pierwszej randki. A może długo oczekiwanego spotkania po latach?

To właśnie w okolicach Trójmiasta (a czasem też z jego pomocą) odmieni się los bohaterów opowiadań z tego zbioru: zbuntowanej pary outsiderów po przejściach, samotnego autora powieści romantycznych, młodego mężczyzny zafascynowanego tajemniczą dziewczyną ze swoich snów czy perfekcjonistki, której życie w jednej chwili wymyka się spod kontroli. Nieważne, czy szukają miłości, czy przed nią uciekają – wszyscy w końcu znajdą tu coś, co stanie się początkiem nowego rozdziału w ich życiu. Bo jak się zakochać, to tylko nad morzem!



Noc, dzień, co lubię ja, co lubisz ty...

No i nas dopadło. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że człowiek zawsze przejawiał skłonności do wyolbrzymiania swojej pozycji. I nie chodzi o p...