Ferie, nowe znajomości i miłość do gór.


Ferie, ferie i po feriach, chciałoby się rzec. Ale to nie tak. Dwa tygodnie czasu wolnego, spędzonego z najbliższymi minęły, pozostawiając wiele wspomnień, dając wytchnienie i odpoczynek.
Znacie mnie, nie powinniście być zatem zdziwieni, że skupię się na wspomnieniach.

Tydzień naszych ferii spędziliśmy pod Zakopanem. Decyzja o wyjeździe zapadła spontanicznie i wydaje mi się, że takie wyjazdy są najlepsze. Nie ma wiele czasu na deliberowanie o ich słuszności. Z pewnością, gdybym wiedziała o wszystkich szczegółach związanych z tym wyjazdem, nie zdecydowałabym się. A tak, w niedzielę zarezerwowaliśmy miejsce, a do piątku musiałam zadbać, żebyśmy nie pojechali w jesiennych butkach :-)

Wspaniale było podziwiać zmieniający się za oknem krajobraz. Mazowsze żegnało nas plusową temperaturą i słońcem a południe przywitało śniegiem i nieznacznym minusem. Dodatkowym dreszczem dla mnie były łańcuchy, w które zaopatrzył nas zapobiegliwy mąż. I to on wciąż powtarzał- zwolnij, tu jest zima, tu jest ślisko. Ja zachłyśnięta widokami, cóż, nie bardzo pilnowałam prędkościomierza...

Potem było już Zakopane... Drewniane chaty ustawione blisko wąskiej ulicy, śnieg zalegający na chodnikach i to niepowtarzalne wrażenie, że w którymś momencie, to musiało być mgnienie, trafiliśmy do bajkowego świata. W końcu dojechaliśmy na miejsce.... I tu przeżyłam nowe zaskoczenie. Aby wjechać na podwórze domu, w którym mieliśmy się zatrzymać, trzeba było przejechać przez stodołę! Wąska dróżka pomiędzy zasypanymi śniegiem płotkami, potem zjazd drogą nachyloną niemal prostopadle i stodoła... Zachłysnęłam się tym klimatem. Spokojem i otulającą zewsząd ciszą. Choć niezupełnie, dwa psy naszej gospodyni szczekały na przemian, domagając się w ten sposób uwagi. Obrazek całkowitej sielanki. Bajkowy świat, w którym odnalazł się nawet, mój do bólu realnie patrzący na życie, mąż.
Zakopane nie różni się wiele od innych miasteczek. Jest deptak, są turyści, kwitnie więc handel. To zrozumiałe. Sama straciłam głowę pośród tych kolorowych straganików z pamiątkami i rękodziełem. Ale nie tego szukaliśmy.
Ogromną atrakcją stała się dla nas pokaźna górka za domem... Dawno nie bawiliśmy się tak doskonale. I nie mam na myśli dzieci... Mam na myśli nas, rodziców! Czułam się jak dziewczynka, zaopatrzona w różowe sanki, zapomniałam się i razem z dzieciakami cieszyłam swobodą i pięknem otaczającej nas natury. A było co podziwiać... Promienie słońca odbijały się w bialutkim śniegu, drewniane chaty zdobiły zbocza wzniesień, z ich kominów unosiły się równe, białe smugi dymu. I tylko psy szczekały. Czas zatrzymał się. Nikt nie narzekał, nikt się nie spieszył, nikt nie miał niczego do nauczenia, załatwienia a nawet nadrobienia. Liczyła się tylko ta chwila, która pozwalała zapomnieć o dorosłości i obowiązkach. Byliśmy wolni!!!

Oczywiście poza sankami cieszyliśmy się również innymi atrakcjami. Odwiedziliśmy Termy Chochołowskie i fantastyczne baseny na świeżym powietrzu, spacerowaliśmy Gubałówką we mgle, to tam rozgrzewała nas gorąca czekolada. Jeździliśmy na łyżwach....
A na zakończenie każdego dnia wracaliśmy do pachnącego świeżym drewnem domu, rozpalałyśmy z Ewą w kominku i rozmawialiśmy do późnych godzin.
Ten wyjazd, nasze ferie, już na zawsze zapiszą się w mojej pamięci i sercu. To był szczególny czas, wszystko co nas otaczało, choć nie stanowiło czegoś nowego, czego nie znalibyśmy, sprawiało radość, bo wiązało się z odpoczynkiem. A zwieńczeniem moich wspomnień niech będzie Aniela. Tak, to właśnie Aniela była gospodynią. To w jej domu zatrzymaliśmy się i cieszyliśmy wolnością i pyszną góralską kuchnią. Zupełnie jak w powieści Za zakrętem, Aniela służyła rozmową i obdarowywała nas swoim ciepłem. Nie pomyliłam się w jej ocenie. Ta kobieta opisana w powieści oddaje charakter Anieli, którą poznałam w rzeczywistości. Może dlatego, że tak właśnie wyobrażałam ją sobie? Może tego jej ciepła i otwartych ramion własnie potrzebowałam?
Najważniejsze, że gdzieś tam, w pięknym drewnianym domu jest ona, kochana, otwarta i czeka na naszą kolejną wizytę.

2 komentarze:

  1. Gospodyni na medal. Nic tylko pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę zimowego urlopu i atmosfery panującej w domu Anieli. Pozdrawiam serdecznie . Jola Kosowska

    OdpowiedzUsuń

Noc, dzień, co lubię ja, co lubisz ty...

No i nas dopadło. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że człowiek zawsze przejawiał skłonności do wyolbrzymiania swojej pozycji. I nie chodzi o p...