Ciebie szukam- konkursowo

No i mamy zwyciężczynie!
Bardzo proszę o podanie we wiadomości priv, może być mail, Fb, cokolwiek, adres do wysyłki.
Wasze odpowiedzi podyktowało życie. I czuję, że stałyśmy się dzięki temu nieco bliższe sobie. A stało się tak dlatego, bo mam podobne odczucia.

Główną nagrodę w zabawie otrzymuje barbara. Basiu, proszę o adres do wysyłki książki.
Pamiątki i nagrody natomiast otrzymują:
Agnieszka Wojcieszek, Agnieszka Piszczatowska i Danuta Żytomirska.
Gratuluję i bardzo dziękuję za podzielenie się ze mną swoimi przeżyciami!


Dawno nie organizowałam żadnej zabawy. A dziś, nie dość, że mam migrenę, to dodatkowo głowa pęka mi od pomysłów.
Jeśli zatem macie ochotę powalczyć o moją najnowszą powieść, albo kilka innych drobiazgów, które są nagrodami pocieszenia, serdecznie zapraszam do wspólnej zabawy.

Fundatorem nagród jestem ja, czyli Anna Kasiuk. Zabawa trwa od dnia dzisiejszego, czyli 9 września do 16 września. Macie zatem tydzień. Odpowiedzi umieszczajcie tutaj, pod tym postem.

Zadanie jest proste. Poproszę o odpowiedź na pytanie:
CZY KIEDYKOLWIEK ZDOBYŁABYM, BĄDŹ ZDOBYŁBYM SIĘ NA  POŚWIĘCENIE WOBEC CZŁOWIEKA, KTÓREGO KOCHAM. Oczywiście mam na myśli zachowanie absolutnie odbiegające od typowych zachowań, które nas cechują.

To po pierwsze. Po drugie, proszę o umieszczenie na swojej tablicy jednego zdjęcia prezentującego okładkę książki Ciebie szukam z informacją o wzięciu udziału w konkursie.
Będę wdzięczna, jeśli mnie przy tej okazji oznaczycie :-)


To tyle. Miłej zabawy i już nie mogę się doczekać Waszych odpowiedzi!!


Pięć pytań do... Izabeli Frączyk

Wpadłam na pomysł przybliżenia Wam sylwetek polskich pisarek i pisarzy w formie krótkiego wywiadu. Jest to pięć pytań, na które raz w tygodniu będą odpowiadali nasi rodzimi twórcy. Na rynku wydawniczym, pośród dostępnych wielu zagranicznych pozycji, znajdziemy perełki polskiej literatury, które nie tylko dorównują, ale niejednokrotni przewyższają literaturę zagraniczną.
Przeciwstawiam się stwierdzeniu Stanisława Jachowicza, jakobyśmy chwalili cudze swojego nie znając.
Znamy i chwalić będziemy.

Targi książki w Warszawie mamy już za sobą, emocje powoli opadają, ale nie pozbawiajmy się tego przyjemnego nastroju, w jaki nas wprowadziły. Dlatego wracam do publikowania wywiadów! I mam dla Was bardzo ciekawą rozmowę, która jest swego rodzaju przesłaniem dla tych, którzy zastanawiają się nad napisaniem własnej książki. Oto pięć pytań do Izy Frączyk, pisarki, która swoją empatią i życiową energią wzbudza we mnie niemałe emocje.
Absolwentka Wyższej Szkoły Handlu i Finansów Międzynarodowych w Warszawie, autorka bestsellerowych powieści obyczajowych. Oto Iza Frączyk.




1/ Jakie  emocje towarzyszyły Ci przy wydaniu pierwszej książki?
Izabella Frączyk:  Byłam przerażona i bynajmniej nie wspominam mile mojego debiutu. Nie znałam nikogo z branży i nikt  nie znał mnie. Pojawiłam się znikąd, wydałam książkę własnym sumptem i z dnia na dzień wylądowałam na rynku, którego zupełnie nie znałam. Chwila, gdy ujrzałam w Internecie pierwsze linki z moim nazwiskiem, była chyba jedną z gorszych w moim życiu. Po prostu dotarło wtedy do mnie, że właśnie coś się stało i już się nie odstanie. Musiało minąć kilka lat zanim się w tym odnalazłam. Dziś jest dużo łatwiej. Na portalach społecznościowych debiutant ma  rzesze czytelników na wyciągnięcie ręki, tymczasem ja, wydając pierwszą powieść, nawet nie wiedziałam, że istnieje jakiś Facebook, a szczytem marzeń był artykuł w osiedlowej gazetce, który nawiasem mówiąc musiałam sama napisać, bo redaktor potrafił pisać jedynie ogłoszenia o przeprowadzkach i wymianie okien z PCV :-) 
2/ Ile czasu w ciągu dnia poświęcasz na pisanie?
I.F: Tyle czasu, ile mogę. Czasem bywają takie tygodnie, że nie napiszę ani jednej linijki tekstu. Na moje szczęście mam w sobie jakiś taki gen prymuski i lubię mieć wszystko ogarnięte na zapas, zatem teraz piszę już trzecią powieść do przodu.
To, co ja przeżywam dzisiaj, moi czytelnicy będą przeżywać najwcześniej za rok. Taki styl pracy daje mi  duży komfort. Nie lubię, gdy ktoś mnie naciska.  Nie potrafię pisać na zamówienie, na łapu-capu, na tych osławionych w naszej branży  „dedlajnach”. To nie dla mnie. To stresuje. Na wiele rzeczy w moim życiu nie mam wpływu, dlatego też praca, którą sama sobie stworzyłam, musi odbywać się po mojemu i na moich zasadach.

3/ Dlaczego wybierasz takie a nie inne tło swoich książek?
I.F: Ależ to nie ja wybieram tematykę. Ona wybiera się sama. Nieraz jest to najzwyklejsze tło świata, które każdy z nas zna, a kiedy indziej hotel, stacja narciarska lub stadnina.  Przy tych ostatnich temat się komplikuje, ponieważ by uczciwie pewne realia opisać, wcześniej samemu trzeba je dobrze poznać. Popisać głupoty i liczyć na to, że nikt się nie połapie, to marny wybór.
Choćby tylko do samej dylogii „Śnieżna Grań” przygotowywałam się merytorycznie przez dwa zimowe sezony.  Prowadzenie nowoczesnego ośrodka narciarskiego to  wcale nie taka prosta sprawa. Tak samo stadnina, czy hodowla strusi. Ale to miłe wyzwania. Uwielbiam się uczyć nowych rzeczy. Jakiś czas temu, na potrzeby kolejnej książki, zatrudniłam się na jakiś czas na stacji benzynowej :-) Tam to dopiero było fajnie!
4/ Czy regularnie czytujesz recenzje swoich książek?
I.F.: Jeszcze przed wydaniem debiutu postanowiłam tego nie robić i właściwie do dziś, recenzje czytuję sporadycznie. Wychodząc z założenia, że nie ma na świecie takiej rzeczy, która podobałaby się wszystkim, a wszystkim dogodzić się nie da, po prostu należy przejść nad tym do porządku dziennego. Poza tym, najcenniejsze są opinie merytoryczne, a tych jest naprawdę niewiele. Bo czymże dla autora jest recenzja, że książka się recenzentowi nie podoba? Do tego recenzja napisana niechlujnie, niejednokrotnie z błędami, absolutnie nie powinna psuć nikomu humoru.
5/ Masz jakiś przepis na pisanie książek? Co doradziłabyś debiutantowi?
I.F: Doradziłabym, aby usiadł i napisał. Tak po prostu. Wiem, że niełatwo jest zacząć. Sama długo się do tego zbierałam, dojrzewałam. Nie mogłam wystartować, choć bardzo chciałam. Nie miałam odwagi. Doszło  nawet do tego, że jak kiedyś nowy znajomy mnie zapytał, czym się zajmuję, odpowiedziałam mu, że piszę książki. „O, poważnie? A co napisałaś?”- zapytał, a ja mu na to, że jeszcze nic :-) 
Nie ma się czego bać.  Komputer nie gryzie. Czytelnicy też nie.

Pięć pytań do... Jagny Rolskiej

Wpadłam na pomysł przybliżenia Wam sylwetek polskich pisarek i pisarzy w formie krótkiego wywiadu. Jest to pięć pytań, na które raz w tygodniu będą odpowiadali nasi rodzimi twórcy. Na rynku wydawniczym, pośród dostępnych wielu zagranicznych pozycji, znajdziemy perełki polskiej literatury, które nie tylko dorównują, ale niejednokrotni przewyższają literaturę zagraniczną.
Przeciwstawiam się stwierdzeniu Stanisława Jachowicza, jakobyśmy chwalili cudze swojego nie znając.
Znamy i chwalić będziemy.


Zapraszam do przeczytania wywiady z Autorką, związaną dotąd z literaturą fantastyczną. Niezwykle barwna osobowość, bardzo entuzjastyczna i ciepła osoba.
Dziś świętujemy premierę nowej książki Jagny, która nosi tytuł: Testament życia i dla odmiany jest powieścią z gatunku: obyczaj. Co Wy na to? Ja uwielbiam różnorodność gatunkową u jednego autora. Jestem ciekawa Waszego odbioru tej powieści. Życzę Jagnie samych sukcesów i topki w liczących się księgarniach :-)

1. Dlaczego piszesz jednocześnie w tak różnych gatunkach?
Zawsze lubiłam czytać różnorodną literaturę i uważam, że w każdym gatunku można znaleźć perełki. Oczywiście, z fantastyką jestem silnie i od dawna związana, więc zawsze marzyłam, żeby moja debiutancka powieść wywodziła się właśnie z tego nurtu. I udało się. W lutym tego roku nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego ukazało się „SeeIT” będące opowieścią dystopijną. A teraz, 6 maja ma premierę powieść obyczajowa „Testament życia” opowiadająca historię dziewczyny, która w swoje osiemnaste urodziny dostaje przesyłkę od swojej nieżyjącej od kilkunastu lat matki. To, że tak różne powieści ukazują się w sumie niewielkim przedziale czasowym nie było zamierzone :) O tym zdecydował przypadek. Po prostu obydwaj Wydawcy zgłosili się do mnie w podobnym czasie.




2. Możesz opisać jak u Ciebie przebiega proces powstawania powieści?
Najpierw pojawia się impuls. To może być jakieś skojarzenie, luźna myśl w stylu „ciekawe co by to było, gdyby ludzie pokonali barierę śmierci?”. To oczywiście pierwszy z brzegu przykład :) W każdym razie myśl pada i zaczynam ją rozwijać wszędzie i w każdej sytuacji. Nieważne, czy chodzę po lesie czy wybieram jabłka w „Biedronce” :) Potem zaczyna się konstruowanie postaci. Tych najważniejszych. Na tym etapie często zaczyna mi się to wszystko śnić i w ten sposób nabierać rumieńców. A potem wymyślam scenę finałową. To jest moment, w którym siadam i zaczynam pisać. W pewnym sensie moje pisanie jest jak podróż. Wiem z kim jadę, mam kupione bilety i znam stację końcową. Nie mam natomiast pojęcia kto się po drodze dosiądzie i jak wyglądają mijane stacje ;)

3. Co według Ciebie jest najważniejsze w pracy pisarza?

Determinacja i konsekwencja. Wbrew obiegowej opinii pisanie powieści to dość wyczerpująca robota :) I to taka, w której żaden szef z batem nad człowiekiem nie stoi, więc pracę trzeba sobie rozłożyć i zaplanować samemu, by bez stresu się wyrobić przed tym strasznym dedlajnem ;) Poza tym trzeba umieć pisać i lubić pisać. Jest jeszcze to, czego pisarzowi brakować nie może, czyli wyobraźni. Bez tego ani rusz. No chyba, że piszemy literaturę faktu ;)

4. Skąd czerpiesz inspiracje?
Skąd tylko się da! Czasem wystarczy zdjęcie w gazecie, żeby z miejsca napisała mi się w głowie powieść. Bardzo dużo wnoszą oczywiście czytane przeze mnie książki, oglądane filmy, odwiedzane miejsca. Zwłaszcza to ostatnie, czyli podróże. Sam fakt zmiany otoczenia wpływa dodatnio na chęci do pisania a piękne widoki bardzo inspirują :)

5. Jakie są Twoje plany wydawnicze w najbliższym czasie?
Wkrótce ukaże się kontynuacja „SeeIT”. Powieść przeszła już prace redakcyjne i na dniach trafi do korekty. Wydanie drugiego tomu planowane jest może nawet jeszcze w wakacje. Aktualnie piszę kontynuację „Testamentu życia” a zaraz po tym siadam do trzeciego tomu „SeeIT”. W międzyczasie piszę opowiadania. Planów mam oczywiście dużo więcej, tylko jakoś doba nie chce być dłuższa ;)

Pięć pytań do... Agaty Suchockiej

Wpadłam na pomysł przybliżenia Wam sylwetek polskich pisarek i pisarzy w formie krótkiego wywiadu. Jest to pięć pytań, na które raz w tygodniu będą odpowiadali nasi rodzimi twórcy. Na rynku wydawniczym, pośród dostępnych wielu zagranicznych pozycji, znajdziemy perełki polskiej literatury, które nie tylko dorównują, ale niejednokrotni przewyższają literaturę zagraniczną.
Przeciwstawiam się stwierdzeniu Stanisława Jachowicza, jakobyśmy chwalili cudze swojego nie znając.
Znamy i chwalić będziemy.


Dziś przygotowałam dla Was rozmowę z niezwykle interesującą autorką, poruszającą kontrowersyjne tematy, której powieści zawierają wyjątkowo czytelny przekaz dotyczący kwestii religii, moralności i człowieczeństwa. 
Oto Agata Suchocka!





1. Twoje powieści są często klasyfikowane jako „erotyki”. Czy to Twój ulubiony gatunek literacki?
A.S.: Nic bardziej mylnego! Nie czytam ani nie piszę powieści erotycznych! Nieporozumienie wynikło z pewnością przez okładkę tomu 1, która sugeruje treść scentrowaną na cielesnych przyjemnościach. Owszem, sceny erotyczne pojawiają się w moich powieściach, ale jest ich tylko po kilka, z czego niektóre to zaledwie parę zdań. Erotyczne przygody są etapem rozwoju moich bohaterów, ich sposobem na poznanie siebie, swoich pragnień i ograniczeń. Nie jestem fanką szczegółowego opisywania zbliżeń między bohaterami, a już szczególnie anatomizmów, wulgaryzmów i infantylizmów, a właśnie nimi przepełniony dyskurs serwują nam autorzy erotyków. Staram się pozostawić wiele wyobraźni czytelników, choćby z szacunku do nich moje postacie nie chlapią im płynami ustrojowymi w twarz. Na książce pojawiło się ostrzeżenie informujące, iż zawiera treści nieodpowiednie dla nieletnich oraz mogące urazić dorosłych. Chcieliśmy w ten sposób zaznaczyć, że to nie jest powieść dla młodzieży czy dla miłośników niewinnych paranormal romansów o nastolatkach zakochujących się w potworach. W powieści poruszam wiele kwestii dotyczących moralności, etyki, wiary, które mogłyby być niezrozumiałe bądź nużące dla młodszych czytelników. Widzę jednakże, że nikt nie idzie w moje ślady jeśli chodzi o umieszczanie na okładkach takich ostrzeżeń, no, może za wyjątkiem Masłowskiej, której doklejają naklejki „explicit content”.
2. Do jakiego gatunku można więc zaliczyć Twoje książki?
A.S.: To jest literatura międzygatunkowa, wymykająca się schematom i klasyfikacji. Uważam, że sztywnymi regułami rządzą się co najwyżej kryminały i, powiedzmy, pulpowe horrory, może jeszcze space opery. Ja nigdy nie wiem, co mam odpowiedzieć gdy ktoś mnie o to pyta, serio. Dla kogo jest przeznaczona powieść? Dla wszystkich, którzy lubią dobrze napisane powieści. Do jakiego gatunku się zalicza? Do wielu, a jednocześnie do żadnego. Są w niej elementy powieści historycznej, romansu, grozy, fantastyki, ale chwilami to również powieść drogi i traktat filozoficzny. W momencie, gdy autor faktycznie trzyma się pewnych ram, klasyfikacja może być pomocna, jednak gdy swobodnie pływa między gatunkami, uogólnienie może być w pewien sposób krzywdzące i ograniczające. Bardzo się staram trzymać maksymy Oskara Wilde’a, który twierdził, że nie ma dobrych i złych książek, a jedynie książki dobrze lub źle napisane.
3. Dlaczego zdecydowałaś się na wątek romansowy między mężczyznami? To niezbyt popularne podejście i może zrazić wielu czytelników już na starcie.
A.S.: Moje książki nie są przeznaczone dla ludzi, którzy uznają wątki homoerotyczne za złe, którzy w jakikolwiek sposób piętnują związki homoseksualne. Uważam, że miłość nie ma płci i jest pięknym uczuciem, bez względu na to czy obdarzają się nią pary mieszane, czy dwie panie albo dwóch mężczyzn. Miłość to miłość i jeżeli związek przynosi ludziom szczęście, to nie ma znaczenia, czy jest to związek pań, panów, czy para mieszana. Świat byłby piękniejszy, gdyby ludzie przestali robić wokół preferencji łóżkowych tyle zamieszania i według tego wartościować ludzi. Chciałabym, aby moje teksty właśnie to pokazywały, aby otwierały umysły. Na świecie jest bardzo dużo zła, a piętnowanie miłości nie pomaga go naprawiać.
A jeśli omawiamy aspekt literacki i dramatyczny, to ukazanie bohatera, który dopiero odkrywa swoją tożsamość, jest wielkim wyzwaniem. Ukazanie jego walki z sobą samym pokazuje, jaką drogę muszą przechodzić niektóre osoby nieheteronormatywne w dzisiejszym świecie. Nie jest to droga usłana różami. Mam nadzieję, że konflikty wewnętrzne moich niektórych bohaterów również pomogą zmienić postrzeganie takich osób, z którymi na pewno każdy z nas zetknie się w życiu. Pozwólmy im być sobą i pozwólmy im kochać po swojemu.
4. W swoich powieściach często ukazujesz odległe epoki historyczne. Skąd ta fascynacja? Czy nie łatwiej byłoby pisać o tym, co tu i teraz?
A.S.: Tu i teraz to domena współczesnej literatury obyczajowej. Ja dopiero zaczynam się rozglądać po tym polu. W moich najbardziej intensywnym czytelniczym okresie sięgałam głównie po literaturę fantasy i biografie muzyków i artystów, stąd pewnie wybór takiej właśnie literackiej drogi. Lubię, gdy tekst przenosi mnie w czasie i przestrzeni, pozwala oderwać się od rzeczywistości, od codziennych rozterek. Chciałabym, aby i moje powieści były właśnie taką ucieczką, aby przenosiły w inny czas i czasem w inny świat, taki, który istnieje tylko na kartach historii. A research do tła historycznego bardzo rozwija. Chyba wolę patrzeć wstecz, niż do przodu.
5. Nad czym obecnie pracujesz?
A.S.: Obecnie piszę siódmy tom cyklu, a są to pamiętniki Jamesona, służącego Lothara, który pojawił się w „Woła mnie ciemność”. W tym roku chciałbym również wypuścić tomy 5 i 6 po angielsku. Jak wspomniałam, rozglądam się również po obyczajowym podwórku. Chcę sprawdzić się na nowym polu i dotrzeć do większej liczby czytelników, a literatura obyczajowa cieszy się teraz dużym wzięciem. Oczywiście, przemycę w niej troszkę pikanterii i kontrowersji, jak to ja! Mam jednakże nadzieję, że czytelnicy obyczajówek zainteresują się również moim cyklem i ta ciekawość sprawi, że pozwolą zaprowadzić się do mojego mrocznego, fascynującego świata! 

Pięć pytań do... Iwony Banach

Wpadłam na pomysł przybliżenia Wam sylwetek polskich pisarek i pisarzy w formie krótkiego wywiadu. Jest to pięć pytań, na które raz w tygodniu będą odpowiadali nasi rodzimi twórcy. Na rynku wydawniczym, pośród dostępnych wielu zagranicznych pozycji, znajdziemy perełki polskiej literatury, które nie tylko dorównują, ale niejednokrotni przewyższają literaturę zagraniczną.
Przeciwstawiam się stwierdzeniu Stanisława Jachowicza, jakobyśmy chwalili cudze swojego nie znając.
Znamy i chwalić będziemy.

Poznajcie oto Iwonę Banach. Tłumaczkę, zafascynowaną literaturą i językami obcymi. Nie poznałam dotąd żadnej z książek Iwony, ale mam ku temu doskonałą okazję, z powodu premiery najnowszej powieści autorki zatytułowanej Pewnej zimy nad morzem. Może wywiad zachęci i Was do sięgnięcia po tę właśnie pozycję :-) 




Kim jest Iwona Banach?

Jeżeli ktoś chciałby mnie odrobinę poznać, to nie będę owijać w bawełnę, z natury jestem depresyjną hipochondryczką wciąż węszącą za nowymi możliwymi katastrofami. Potrafię wyobrazić sobie wszelkie komplikacje, kłopoty i paskudne zrządzenia losu, dlatego w mojej biblioteczce nie uświadczysz encyklopedii chorób, horoskopów, ani senników – to by było zbyt dużą pożywką dla moich naturalnych skłonności.
Niestety lubię się uczyć, próbować, robić przeróżne rzeczy, kiedy widzę coś ciekawego natychmiast zastanawiam się czy ja też umiałabym coś takiego zrobić,  co oczywiście kończy się czasami bardzo dziwnie.
Modyfikuję przepisy, zmieniam dodatki, kombinuję, co kończy się przeróżnymi katastrofami w zależności od tego co robię. Niektórymi z moich wypieków można rozbijać okna, choć zdarzają się też i takie, które da się zjeść)

Kocham, lubię, kusi mnie…
Kocham komputer i wszelkie technologie,  lubię też pisać - w ogóle tworzyć, ale bardzo szybko się nudzę. Nauczę się czegoś, natychmiast szukam czegoś innego,  nieznanego,  to znaczy lubię zmiany, w pisaniu też. Wciąż szukam czegoś nowego, chcę znaleźć swoją niszę, swój styl, nie lubię powtarzać po innych, ani posługiwać się schematami, choć oczywiście to nie jest proste.
Łatwo ulegam literackim fascynacjom i jako czytelnik i jako osoba pisząca ( słowo pisarka, w odniesieniu do mnie samej nie bardzo chce mi przejść przez klawiaturę)
Nie jest to wynik jakieś fałszywej ( czy nawet prawdziwej) skromności, ale raczej wychowania, które przypadało na czasy, kiedy pewnych rzeczy nie wypadało o sobie mówić, w każdym razie nie wypadało o sobie mówić dobrze.
Kuszą mnie rożne gatunki, sposoby wyrazu, inność, odmienność we wszystkim, dlatego, co niektórzy uważają za „zbytnią wiarę w siebie”, staram się wciąż pisać coś w jakiś sposób ( dla mnie) nowego. Próbowałam już wielu gatunków, wiele jeszcze mnie kusi, jak fantasy, czy horror, ale najlepiej czuję się w komedii.
To gatunek bardzo pojemny i pozwalający na wiele.
Poza tym lubię się śmiać.
To chyba jedyny sposób na odreagowanie niektórych sytuacji i zalewu katastrof na FB.

Kilka słów o mojej pracy.
Próbowałam już kilku gatunków, ale w tej chwili najbliższa jest mi komedia i jest to coraz mniej komedia gagowa, a coraz bardziej sarkazm i ironia.
Do tego jest to komedia kryminalna. Usiłowałam kiedyś napisać powieść obyczajową, ale ponieważ nie za bardzo lubię je czytać to też nie za bardzo mi wyszła. Wyszła z tego komedia ( tylko odrobinę kryminalna) „Szczęśliwy pech”. ( Okazała się na tyle dobra, że zajęła pierwsze miejsce w konkursie literackim Naszej Księgarni, co bardzo mnie zaskoczyło) Teraz  została opublikowana  moja dziewiąta powieść, która traktuje złośliwie  o  wydarzeniach, które mają miejsce tuż  przed Bożym Narodzeniem w małym miasteczku nad morzem. Książka miała wyjść w odpowiednim okresie, ale wszystko jakoś się opóźniło.
Spotykamy w niej pewną grupę internetowych „przyjaciół”, którzy zamieniają virtual w real i trochę jest z tego powodu kłopotów, straszą panią miłośniczkę teorii spiskowych i dziwacznego podejścia do zdrowia, koty antykoncepcyjne, pana Stasia ( każdy takiego zna, jestem tego pewna), który straszliwie przejmuje się moralnością w miasteczku choć myli całowanie z całkowaniem i demona.
Demon jest tu w pewnym sensie najważniejszy  bo jest „małomiasteczkowością” w czystej formie.
Tą typowo polską, zawistną, zazdrosną, plotkarską i głupią aż taką głupotą, że jeszcze chwila a zacznie być groźna.
Kocham tłumaczyć książki i w ogóle kocham języki obce.
To dla mnie najcudowniejsze doświadczenie.
Dużo tłumaczę i bardzo to lubię ( opublikowano już 15 książek w moim tłumaczeniu, w tej chwili pracuję nad jedną książką z włoskiego – będziecie zachwyceni bo to wspaniała powieść) czekam na wydanie mojej kolejnej powieści ( co do zachwytów na jej temat - nie jestem pewna, ale może ktoś się zachwyci) i piszę coś nowego, ale nie wiem czy nie przestanę, bo mi średnio idzie i wcale nie jestem tym zachwycona.

Co mnie przeraża?
Napisałam też dwie cięższe książki „Chwast”, o niepełnosprawności i „Pokonać strach” o przemocy w związkach, dlaczego ( już, czy nadal, a może na razie, czy też znów) nie piszę takich książek?
Bo nie mam siły znowu wchodzić w te okrutne światy.
Za bardzo w nich tonę.
Jestem osobą, która w zasadzie nie lubi ludzi, (albo się ich literalnie boi) chowa się przed nimi, ucieka, ukrywa za pisaniem bo  spotkałam zbyt wiele osób bezsensownie okrutnych i skrajnie głupich, którzy swoją głupotę wręcz hołubią.
Niektórzy nawet chwalą się nią i nie widzą jak to koszmarnie wygląda, a ja patrząc na nich odczuwam za nich wstyd. Brrr.
Nie lubię też hipokryzji, a coś takiego w necie to rzecz powszechna. Ludzie co innego robią, co innego mówią. Ja w takich sytuacjach czuję się zupełnie zagubiona i bezradna.
Nie lubię i nie mam zamiaru zmieniać świata choć przeraża mnie ludzka głupota, której coraz więcej. Jednym sposobem na nią jest śmiech.

Gdzie jeszcze można mnie znaleźć?
Mój blog jest właśnie  taką złośliwą odpowiedzią na te przeróżne objawy głupoty i codziennego chamstwa, ale w swoich tekstach zazwyczaj najbardziej znęcam się nad sobą samą.
Mam na tyle miękkie serce, że nawet przykrość sprawiona wrogowi jest dla mnie nieprzyjemnym doświadczeniem.
Ale jak wiadomo, kto ma miękkie serce musi mieć twardą… dopowiedzcie sobie sami.
Niestety nie bardzo umiem kłamać, i wcale tego nie uważam za zaletę, jest to raczej groźna wada, bo skrajnie utrudnia życie.
Bardzo dużo czytam, uwielbiam literaturę non-fiction, biografie, książki popularnonaukowe i wszelkie reportaże, a także właściwie wszystko co wpadnie mi w ręce, choć omijam erotyki i romanse.

Śniadanie wielkanocne w Łubcu

Wiecie już, że jeżdżę raz w tygodniu do Łubca. Mieści się tam Środowiskowy Dom Samopomocy w Łubcu. Spotykam się z wyjątkowymi ludźmi. Najpierw czytam jedną ze swoich powieści a potem dyskutujemy, żywo i szczerze. Każdy dzieli się swoją opinią na temat przeczytanego fragmentu, albo nasza dyskusja zbacza na zupełnie inne tory. Ostatnio przeczytałam uczestnikom opowiadanie, które ukaże się jeszcze w tym roku sumptem wydawnictwa Novae Res. Nosi ono tytuł- Klątwa Cygana. To była prapremiera, która miała za zadanie dowieść, czy opowiadanie jest zabawne, czy też nie udało mi się sprostać oczekiwaniom wydawcy. I okazało się zabawne! Bo sala grzmiała od śmiechu i chichrania  A zapewnienie od osób, które generalnie niewiele mają do powiedzenia w otaczającej je rzeczywistości, chyba o czymś świadczy, prawda?
Czyli Klątwa Cygana będzie się podobała. Już Wam ją polecam Warto również wspomnieć, że rezydenci ośrodka są wybornymi aktorami i odnoszą kolejne sukcesy jeżdżąc po kraju z przygotowanymi przez siebie przedstawieniami. A więc widzicie sami, grono recenzentów miałam nie byle jakie!





W ubiegły wtorek zostałam zaproszona przez moich wyjątkowych słuchaczy na świąteczne śniadanie. Nie wiedziałam jednak, że na śniadaniu tym pojawią się tak znakomici goście, a więc zwierzchnicy ośrodka, kadra kierownicza placówek powiązanych i elita rządząca, czyli Starosta, vice Starosta i Burmistrz miasta Błonie. Pojawili się również rodzice uczestników projektu i Ich bliscy. Atmosfera iście rodzinna! Stoły suto zastawiono potrawami przygotowanymi przez gospodarzy, zaprezentowany repertuar artystyczny rozbawił, przywołał atmosferę zbliżających się świąt a zwieńczeniem całego przedsięwzięcia było wystąpienie Pana Janusza. Film jest za długi, nie mogę go udostępnić... I wiecie? Choć byłam tam gościem, wcale się tak nie czułam. Powoli zapuszczam korzenie, przywiązuję się do tych ludzi. Oswoiłam się z Ich dolegliwościami, przełamałam lęk przed obcowaniem z chorobą. Co więcej, uczę się głębszego spojrzenia na bezinteresowną życzliwość, ciepło i okazywane zrozumienie. Bo życie jest piękne. Bez względu na to, czy nam pod górkę, czy z górki. Wszystko zależy od naszego podejścia. Pamiętacie fragment o kielichu z Namiętności pachnącej terpentyną? To od nas zależy, czy będziemy z niego pili zachłannie, czy tylko małymi łyczkami... To był piękny dzień.

Pięć pytań do.... Anety Krasińskiej


Wpadłam na pomysł przybliżenia Wam sylwetek polskich pisarek i pisarzy w formie krótkiego wywiadu. Jest to pięć pytań, na które raz w tygodniu będą odpowiadali nasi rodzimi twórcy. Na rynku wydawniczym, pośród dostępnych wielu zagranicznych pozycji, znajdziemy perełki polskiej literatury, które nie tylko dorównują, ale niejednokrotni przewyższają literaturę zagraniczną.
Przeciwstawiam się stwierdzeniu Stanisława Jachowicza, jakobyśmy chwalili cudze swojego nie znając.
Znamy i chwalić będziemy.

Dzisiejszą postacią, którą Wam przybliżę



jest Aneta Krasińska. Spotkałyśmy się kiedyś z Anetą i... poszłyśmy na spacer. Uwielbiam takie spontaniczne reakcje. Aktualnie czytam książkę Gdy opadły emocje, autorstwa tejże właśnie pisarki i powiem Wam, że umila mi ona czas. Więcej w recenzji i dopiero po skończonej lekturze, ale już mogę Wam ją polecić. 

1. Gdybyś na jeden dzień mogła stać się postacią z którejś książki, to kim chciałabyś zostać?
Coraz częściej dopada mnie przeświadczenie, że im jestem starsza, tym mniej rozumiem świat i rządzące nim prawa. I tu przychodzi mi na myśl jeden bohater, może odrobinę naiwny, ale rozbrajająco szczery – Mały Książę, który twierdził, że „Dorośli są naprawdę dziwni”. Wielu tych Dorosłych wokół, ale tak trudno ich zrozumieć…

2. Jak reagujesz na krytykę? Czy ona motywuje, czy podcina skrzydła? Czy bycie autorką ma więcej plusów czy minusów?
Na początku bałam się każdej krytycznej uwagi i spodziewałam się, że moje książki wywołają lawinę hejtu. Na szczęście tak się nie stało, ale z czasem zrozumiałam, że nie jestem w stanie sprostać oczekiwaniom wszystkich czytelników. To co jednych zachwyca (np. okładka pierwszego wydania Finezji uczuć), inni oceniają negatywnie. Grunt to nie dać się zwariować, a jeśli coś tworzy się zgodnie z własnymi przekonaniami i jest się w tym szczerym do bólu, to konstruktywna krytyka nie boli, tylko staje się inspiracją do działania i ciągłego doskonalenia warsztatu.
Trudno mi mówić o plusach czy minusach bycia autorką. Ja po prostu się nie zmieniłam. Tak samo jak wcześniej mam obowiązki domowe. Tak samo choruję. Tak samo cieszy mnie słoneczny dzień czy wyjazd na wakacje. Na pewno jednak poszerzyłam swoje horyzonty. Teraz jestem zdecydowanie bardziej wnikliwym czytelnikiem i mam nadzieję, że coraz lepiej radzę sobie z pisaniem. Poza tym ogromną wartością towarzyszącą pisaniu jest możliwość poznawania nowych ludzi, którzy również kochają książki.

3. Z którą ze swoich bohaterek chciałabyś się zaprzyjaźnić?
Każda z moich bohaterek jest sumą moich własnych przeżyć, myśli, emocji, dlatego każda z nich jest mi bliska. Moje postaci mają wyraziste charaktery, twardo stąpają po ziemi i podejmują trudne decyzje. Nie boją się mierzyć z problemami. Takich ludzi podziwiam, więc myślę, że nie miałabym problemu, aby z takimi osobami się przyjaźnić.

4.Finezja uczuć” porusza kontrowersyjny temat miłości do księdza. Czy poruszany w powieści temat spotkał się z negatywnymi czy wręcz obraźliwymi komentarzami?
Na szczęście dotychczas nie spotkałam się z żadną przykrą sytuacją, której podstawą byłaby moja powieść. Jedni doceniają fakt, że ktoś wreszcie odważył się otwarcie opowiedzieć o sytuacjach, które znane są w historii ludzkości od wieków. Ostatnio jedna z czytelniczek pochwaliła fakt, że tak trudny temat opowiedziałam w bardzo przystępny i obiektywny sposób. Inni po prostu grzecznie milczą i nie poruszają tematu.

5. Miłość zmuszająca do wyrzeczeń i wymagająca wielkiej odwagi – to chyba Twój ulubiony temat?
Miłość towarzyszy nam od urodzenia, zatem jest nam najbliższym z uczuć, jednak wraz z dorastaniem właśnie to uczucie sprawia nam najwięcej kłopotów, dlatego w swoich powieściach skupiam się na pokazaniu tych skomplikowanych relacji i konsekwencji poszczególnych wyborów. Moi bohaterowie poszukują szczęścia, choć często ranią przy tym innych czy narażają się na bezkrytyczne komentarze. Najważniejsze jednak, że nie narzekają, tylko działają. Czego wszystkim serdecznie życzę.


Pięć pytań do.... Edyty Świętek

Wpadłam na pomysł przybliżenia Wam sylwetek polskich pisarek i pisarzy w formie krótkiego wywiadu. Jest to pięć pytań, na które raz w tygodniu będą odpowiadali nasi rodzimi twórcy. Na rynku wydawniczym, pośród dostępnych wielu zagranicznych pozycji, znajdziemy perełki polskiej literatury, które nie tylko dorównują, ale niejednokrotni przewyższają literaturę zagraniczną.
Przeciwstawiam się stwierdzeniu Stanisława Jachowicza, jakobyśmy chwalili cudze swojego nie znając.
Znamy i chwalić będziemy.


Gościem pierwszego kwietniowego poniedziałku jest Edyta Świętek.
Autorka poczytnych romansów, historii obyczajowych oraz sagi, której fabuła została umiejscowiona w realiach historycznych. Jeśli jeszcze nie czytaliście książek tej polskiej autorki, to najwyższy czas, by nadrobić to niedopatrzenie. W historiach Edyty znajdziecie bowiem coś więcej niż samą wizję autorską i literacką fikcję. Wystarczy usiąść wygodnie i zacząć czytać :-)

1 Co zainspirowało Cię do pisania?
Trudno mówić o konkretnej inspiracji, ponieważ od najmłodszych lat marzyłam o tym, by zostać pisarką. Można więc powiedzieć, że był to proces trwający niemalże od zawsze.
Zaczęło się oczywiście od czytania – bardzo szybko poznałam litery i w wieku trzech lat płynnie czytałam. Z biegiem czasu przestało mi to jednak wystarczać. Odkąd tylko pamiętam, lubiłam bawić się w „pisanie książek”. W dzieciństwie zużywałam zeszyty niemalże w hurtowych ilościach, tworząc bajeczki z tekstem oraz obrazkami. Jednoosobowo byłam wtedy pisarką, ilustratorką, wydawcą i kolporterem własnych opowiastek. Bardzo żałuję, że do chwili obecnej nie zachował się ani jeden zeszyt – byłaby cudowna pamiątka.  Niestety, gdy byłam nastolatką, włączyła mi się ostra autocenzura, która nakazała zniszczenie moich prac.
Przez całe lata podejmowałam próby przeniesienia na papier myśli krążących w mojej głowie, lecz zazwyczaj kończyło się to fiaskiem – brakowało mi czasu i cierpliwości. Dopiero w ostatnim dziesięcioleciu zdołałam wypracować wystarczająco dużo samodyscypliny, aby nie przerywać zaczętej pracy. Pisanie pochłania bowiem mnóstwo czasu, i chodzi tutaj nie tylko o samo utrwalenie tekstu na nośnikach elektronicznych, lecz również o wielokrotne czytanie, sprawdzanie, nanoszenie poprawek, a także przemyślenia nad sposobem prowadzenia fabuły.
Myślę, że do pisania trzeba dojrzeć. Doświadczenia życiowe pozwalają spoglądać na świat ze znacznie szerszej perspektywy. Łatwiej jest pisać o np. macierzyństwie lub małżeństwie, a nawet o miłości, gdy zna się temat z autopsji.

2 Miłość, namiętność, ludzkie wybory, watki kryminalne – który temat jest Ci najbliższy książkach?
W powieściach, które tworzę, lubię sięgać po różnorodną tematykę. Mamy więc sporo do czynienia z miłością: zarówno tą romantyczną, jak i macierzyńską. Na relacjach damsko-męskich bazują powieści „Cienie przeszłości”, „Tam, gdzie rodzi się miłość” lub „Tam, gdzie rodzi się zazdrość”. O potrzebie przeżycia głębi uczuć rodzicielskich opowiadam w historii „Miód na serce”. Często w powieściach odwołuję się też do przyjaźni – jednej z najpiękniejszych więzi, jakie mogą zaistnieć pomiędzy ludźmi. Tutaj za przykłady mogą posłużyć powieści „Cappuccino z cynamonem” - swoista kwintesencja babskiej solidarności, lub „Wszystkie kształty uczuć” – opowieść, w której dominującą rolę odgrywa przyjaźń boleśnie doświadczonej życiowo kobiety z mężczyzną, który choć jest nieszczęśliwie zakochany, pozwala, by ukochana widziała w nim brata i przyjaciela.
Ponieważ jestem autorką powieści społeczno-obyczajowych, tematyka ludzkich wyborów, interpretacja zachowań czy motywy postępowania stanowią dla mnie wielki potencjał twórczy. Nie uciekam przed łączeniem ze sobą gatunków, wręcz przeciwnie, doskonale bawię się, gdy mogę przeplatać wątki historyczne lub miłosne z kryminałem.
Jakiś czas temu postanowiłam dopuścić do głosu jeszcze jedno moje zainteresowanie i osadzić powieść obyczajową w wydarzeniach historycznych. Owocem tej pracy są dwa cykle: saga „Spacer aleją Róż” oraz jej luźna kontynuacja „Nowe czasy”. Pierwszy tom tego drugiego cyklu ukazał się pod koniec października. Premiera drugiego tomu przewidziana jest na początek przyszłego roku.

3 O czym są Twoje powieści?
Najkrócej mówiąc: o życiu takim, jakie ono jest. Pełnym upadków i wzlotów. Chwil radosnych i smutnych. O miłości, cierpieniu i zwyczajnych, ludzkich namiętnościach. Pominąwszy wzmiankowane wcześniej romanse, staram się pokazywać życie w bardzo realistyczny sposób - bez zbędnych upiększeń i idealizowania postaci. Generalnie lubię, gdy moi bohaterowie nie są jednoznacznie źli lub dobrzy. Wychodzę bowiem z założenia, że w każdym człowieku tkwi zarówno pierwiastek dobra jak i zła, natomiast to, który z nich w większej mierze zostanie dopuszczony do głosu stanowi fenomenalną bazę dla kreowania różnych historii.

4 Opisując losy swoich bohaterek, bohaterów, chcesz pokazać czytelnikowi, że miłość, uczucia, oddanie siebie drugiemu to zabawa, czy coś poważnego w życiu?
Staram się uciekać od schematu, że literatura tworzona przez kobiety ma służyć wyłącznie rozrywce. Każda moja powieść prócz fabuły posiada także coś, co nazywam drugim dnem, czyli głębsze przesłanie, mające na celu skłonienie czytelnika do jakiejś refleksji. I tak w powieści „Noc Perseidów”, której motywem jest watek spełniających się lub niespełnionych marzeń, zachęcam do refleksji nad tym, czy warto dążyć do realizacji swych mrzonek za wszelką cenę. Czy idąc po trupach do celu, nie krzywdzimy umyślnie bądź niechcący innych osób, czy nie płacimy zbyt wielkiej ceny za realizację pragnienia? Czy nie przychodzi czasami taki moment, gdy należałoby odpuścić?
Nawet w romantyczniejszych powieściach mojego autorstwa można znaleźć czytelny przekaz, że uczucia nie mogą stanowić przedmiotu zabawy. Ukochana osoba jest żywa istotą z krwi i kości. Posiada emocje, własne marzenia i aspiracje, których nie wolno lekceważyć. Miłość stanowi wielką potęgę i, jak pokazuje historia, niejednokrotnie stawała się zarzewiem wielkich konfliktów.



5 Pisanie której powieści stanowiło dla Ciebie największe wyzwanie? Jeśli pojawiły się jakieś trudności, to w jaki sposób sobie z nimi poradziłaś?

Z całą pewnością największym wyzwaniem jest napisanie pięciotomowej sagi, której akcja rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Dość trudne jest dostosowanie języka dialogów do zmieniającej się mowy potocznej. Nasz sposób wysławiania się nieustannie ewoluuje, co szczególnie mocno widać w ostatnich dekadach. Do tego jeszcze dochodzi podłoże historyczne i społeczne, które musi być oddane w wiarygodny sposób – bez przekłamań. Nie jest łatwo wpleść postaci fikcyjne w prawdziwe wydarzenia, ale zależało mi na tym, aby rodzina Szymczaków nie pozostawała wyłącznie biernymi obserwatorami zachodzących przemian.

Pięć pytań do... Zuzanny Arczyńskiej

Wpadłam na pomysł przybliżenia Wam sylwetek polskich pisarek i pisarzy w formie krótkiego wywiadu. Jest to pięć pytań, na które raz w tygodniu będą odpowiadali nasi rodzimi twórcy. Na rynku wydawniczym, pośród dostępnych wielu zagranicznych pozycji, znajdziemy perełki polskiej literatury, które nie tylko dorównują, ale niejednokrotni przewyższają literaturę zagraniczną.
Przeciwstawiam się stwierdzeniu Stanisława Jachowicza, jakobyśmy chwalili cudze swojego nie znając.
Znamy i chwalić będziemy.

Dziś prezentuję Wam wywiad z Zuzanną Arczyńską. Osobą, która dawno zyskała mój szacunek za swoją otwartość, odwagę w głoszeniu wyznawanych teorii i książki jakie pisze. Mama, gospodyni domowa, żona, na co dzień pracuje i pisze. Nietuzinkowa osobowość i barwna postać.  Reszty dowiecie się poniżej. Zapraszam.





Co jest dla ciebie naprawdę ważne w życiu?

Mamy godzinę na odpowiedź? Jak się rozkręcę to szybko nie skończę. :)
Kiedy byłam nastolatką myślałam, że najważniejsza jest przyjaźń i że nigdy się nie skończy, ale kończyły się jedna po drugiej i to było przygnębiające. Choć nigdy nie czułam się samotna, było mi ich żal, ale życie nieubłaganie idzie dalej i gdy coś się kończy, coś innego się zaczyna. Teraz wiem, że to, co nazywałam przyjaźnią niekoniecznie nią było, a wakacyjne znajomości często kończą się gdy zadzwoni szkolny dzwonek i takie tam nastolatkowe przemyślenia, o których teraz opowiadam swoim córkom.
Potem dorosłam do miłości i wydawało mi się, że nic nie jest na świecie ważniejsze od niej. Tylko, że wtedy nie wiedziałam jeszcze, że jest jej tyle rodzajów: miłość romantyczna i erotyczna, czyli do partnera, filia czyli miłość do przyjaciół,  czy agape – oparta na zasadach i zawsze pomimo wszystko, czy storge skierowana w stronę rodziny i przynależności (to ta idiotka która sprawia, że  kobiety pozwalają sobą pomiatać, wysyłają paczki do więzienia swoim oprawcom, wyrodnym dzieciom i wychowanym przez siebie bandytom.) Grecy są mistrzami w nazywaniu rodzajów miłości, warto się od nich uczyć. Wciąż nie wiem tylko jak nazywa się zdrowa miłość do samego siebie. 
Teraz myślę, że ważny jest spokój i rodzina. Dzieci są najważniejsze na świecie no i jeszcze więzi. Na nowo odkrywam istnienie cudownej rodziny, którą przez lata zaniedbywałam i dobrze mi z nimi. Potrzebna jest równowaga. Mam wspaniałych przyjaciół w których istnienie nie uwierzyłabym jeszcze kilka lat temu, bo przecież są z Internetu, więc nie mogą być prawdziwi. Rozumiecie mnie prawda? Mam też cudownych sąsiadów, sympatyczną pracę i chodź chciałabym pracować wyłącznie w domu, cieszę się tym, co jest.
Ważne jest by dbać o samą siebie. Brzmi to egoistycznie, ale bez tego nie będziemy szczęśliwi. Kiedy mama o siebie dba, dzieci uczą się, że ważne jest zdrowie i dobre samopoczucie wszystkich członków rodziny, a nie tylko dzieci. Czasem trzeba odpocząć nawet od najbliższych, ukraść dla siebie kilka godzin, mieć czas.  Warto spędzić go dla odmiany z dorosłymi bądź w samotności. I pod żadnym pozorem nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.   
Żyjemy w czasach pozorów. Nie dajcie się zwieść. Pozorne jest niemal wszystko. Nie pozwólcie, by takim stało się Wasze szczęście. Człowiek ma prawo dążyć do tego, by było mu dobrze, ale nie pogubcie się, to nie w kasie jest spokój, to nie za pieniądze kupicie przyjaźń, to nie mamona zapewni Wam zdrowie. Musimy wszyscy o siebie dbać. Nie mówię o fanatycznym i nagłym przewrocie, o zmianie w życiu wszystkiego, o rzuceniu wszystkiego co nie jest eko itp. Nie. Ale róbcie coś dla siebie. Lubicie owoce?  Sprawcie sobie przyjemność, kupujcie owoce. Czujecie zmęczenie? Połóżcie się spać w dzień i nadróbcie braki. Wasz organizm podziękuje Wam za spadek stresu, więcej snu, czy dodatkowe naturalne witaminy. Małe rzeczy są ważne. Czasem lampka wina, innym razem spacer, choćby i nocą. Dawajcie sobie małe prezenty.  Zasługujecie na to, by siebie kochać i o siebie dbać. Pamiętajcie, że żeby pokochać innych ludzi, należy zacząć od siebie. Kto zna słowa: „Miłuj bliźniego swego jak samego siebie”? Ten Jezus to był mądry facet – zacznijcie od siebie, pokochajcie siebie. To milowy krok na drodze do własnego szczęścia.
 
Gdybyś mogła cofnąć się w czasie i zmienić jedną rzecz w swoim życiu, co by to było?

Jedną? Szkoda, że tylko jedną. Zmieniłaby parę. Ale skoro trzeba wybrać uczyłabym się w liceum. No bez przesady! Tróje zawsze były spoko. Nie mówię, że przykładałabym się do wszystkiego, bo kiedy Twój ogólniak, jak mój choszczeński jest położony niemal na plaży, to dużo większą frajdą było siedzenie na pomoście, palenie fajek i pisanie wierszy i listów niż słuchanie fizyczki czy matematyczki. Żałuję, że dziś nie jestem w stanie porozumieć się komunikatywnie w żadnym

  języku obcym. W podstawówce był rosyjski – zapomniałam, w liceum niemiecki na poziomie tak żenującym i z taką ilością germanistów, że nie będą tego komentowała, pamiętam słowo które wymawia się rotkepsien i znaczy Czerwonego Kapturka, no i był cudowny francuski.
To ten język jest tym, czego żałuję. Serio, gdybym mogła zmienić jedną rzecz naprawdę przyłożyłabym się do nauki francuskiego a nawet znienawidzonej gramatyki. A tak prześliznęłam się przez maturę i pamiętam jedynie: „ja nie mam co na siebie włożyć”, czyli  kultowe zdanie każdej kobiety stojącej przed szafą. Potem miałam jeszcze angielski w medyku, ale zaczynałam od podstaw przy osobach, które miały już maturę z tego języka, więc łatwo było się zniechęcić. To taki życiowy błąd, przed którym bardzo bym chciała ustrzec swoje dzieci, bo bez znajomości żadnego języka podróżowanie po bądź co bądź wolnej Europie pozbawionej granic jest kłopotliwe i budzi niepotrzebny strach.

Podobno czytasz poezję?

Tak. Czytam i lubię. Dawno temu pisałam wiersze, ale były słabe i nastolatkowe. Potrafię docenić dobre wiersze i na pierwszy rzut oka wiem, bo czuję, co jest dobrą poezją, a co jest po prostu kawałkiem prozy rozpisanym na linijki po to, by udawało wiersz. Ciekawe jest to, że nasz system edukacji uczy nienawidzić poezji. A przecież współczesna jest często ciekawsza od wykładanej starej. Gdybym miała do wyboru barokowy sonet pełen sztucznych upiększeń i współczesny tekst piosenki Świetlickiego, czy Kaźmierczaka wybiorę zawsze to co współczesne, bliskie mi i bez udziwnień.
Uważam, że mnóstwo cudownej poezji jest w tekstach rapowej kapeli 3W, z przyjemnością obserwuję kilka cudownych pań na FB i wierzę, że kiedyś wszyscy docenimy wiersze i nie będziemy ich mylić z rymowankami typu disco polo. Tylko najpierw musi się zmienić w Polsce edukacja. Niemieckie dzieci w podstawówce czytają jedną książkę rocznie, ale rozkładają ją na czynniki pierwsze u nas lektury są zbyt nudne i jest ich za dużo. Do tego do przerobienia są „wiersze” np.: Rymkiewicza, który o poezji nie ma pojęcia, a pisze jak Broniewski dla Stalina – na zlecenie rządu. Choć to złe porównanie i krzywdzące. Broniewski był piewcą komunizmu, ale zdolnym, ten po prostu jest ohydnym czopkiem bez talentu, za to z żenującym medalem od miernego prezydenta.
Smutne to, że młodzież nie lubi czytać, ale zastanówmy się, czy to nie edukacja jest temu winna? Staram się, by moje dzieci lubiły poezję i to jest droga przez mękę. Z prozą jest łatwiej, ale jeśli nie nauczymy dzieci czytać teraz, za kilka lat nie będzie dla kogo pisać, no chyba, że wyłącznie scenariusze telewizyjnych seriali.   

A muzyka? Jaką rolę odgrywa w Twoim życiu?

Muzyka to długa historia. W domu było radio, a w nim grała Trójka. To kiedyś było doskonałe radio, najlepsze i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie. Magnetofonu nie miałam długo, dostałam go już w liceum. Tylko, że do słuchania muzyki nie był mi potrzebny własny. Odkąd pamiętam miałam Edytę. Mieszkała długo piętro niżej, miała dwóch dużo starszych braci, a oni mieli dobry gust i szpulowy magnetofon, tego pierwszego nie pamiętam, tym kolejnym była Aria. Nagrywali nocne audycje, całe płyty. Znałam mnóstwo dobrego rocka nim dowiedziałam się czym jest. Deep Purple czy Pink Floyd były dla mnie normą w czasach, gdy na ścianie wieszało się plakaty z Modern Talking czy Europe. Podobnie Lista Przebojów Trójki, to było takie małe cotygodniowe święto. A potem nastał czas baletów i trochę się pogubiłam w popie, który w tamtych czasach wcale nie był jeszcze tak koszmarny jak dziś. Nadal mam sentyment do wielu wykonawców z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych a wiele utworów budzi uśpioną łezkę w oku. Potem zdarzyło mi się kilka razy współprowadzić rockotekę, to były szalone czasy liceum...
Teraz chyba wciąż się rozwijam, przebrnęłam przez czas zachwytu muzyką reggae i bardzo lubię wielu zwłaszcza krajowych wykonawców, przerobiłam zimną falę i uwielbiam jej mroczne dźwięki, często sięgam po poezję najchętniej w wykonaniu Czyżykiewicza, czasem Turnaua i obu tych panów udało mi się zobaczyć na żywo w Sulęcińskim SOKu, było bajecznie. Żałuję, że nigdy nie posłucham na żywo Ciechowskiego z Republiki. To był gość!
Ale to nie jest tak, że słucham tylko Polskiej muzyki, nie wyobrażam sobie pisania książek bez ścieżki dźwiękowej z Miasteczka Twin Peaks, czy Ostatniego Mohikanina, uwielbiam muzykę z Piątego elementu, a prócz tego Portishead, Gotan Project, czy Anję Garbarek.
Nie da się wymienić wszystkiego i jestem pewna, że zapomniałam o wielkiej ilości muzyki, którą uwielbiam, ale z sympatią wspominam i wracam do Dżemu, Hey, SDM-u i innych piosenek, które dawno temu śpiewaliśmy na ogniskach i imprezach. Z dziećmi przerobiliśmy nawet Sidneya Polaka- a co, mama musi być na bieżąco a muzyka gra zawsze i wszędzie.

Jesteś bezkompromisowa w opiniach na wiele tematów, nie bywa Ci z tym ciężko?

Ciężko? Nie, raczej nie. Lubię fakt, że mam własne zdanie. Nie znoszę ciemnoty. Uważam, że każdy ma prawo głosić swoje poglądy, ważne, by nie napadał personalnie na innych ludzi. Mierzi mnie fakt, że ktoś próbuje mnie strofować lub pouczać, bo mam inne niż on zdanie a o drgawki przyprawia mnie, gdy to się dzieje na mojej ścianie na fejsie.
Cenię w sobie to, że jestem intelektualnie uczciwa. Mój dom jest moim domem. U siebie zawsze mówię co myślę i nie pozwalam, by mi ktoś po chamsku z buciorami wlazł do sypialni i mówił jak mam żyć, do kogo się modlić i kogo całować po rękach.  Na to samo nie pozwolę sobie w Internecie. Ban i won!
Nie zdobędę sobie fanów odpowiedzią na to pytanie, a jednak cieszę się, że padło.
Deklaruję się jako przeciwniczka wszystkich religii. Mam ich dość! Wszystkich. Nie żyjemy w Republice Gileadu. Niech nikt nie próbuje mi narzucać swoich poglądów. Biblia i Bóg – szacun, ale wszelcy pośrednicy, kościoły, kongregacje, zbory i przedstawiciele religii niech się ode mnie trzymają z daleka, bo jak napisał mój ulubiony noblista Józef Brodzki: „wśród wyznawców każdej wiary są mordercy i ofiary”,  niech najpierw zrobią u siebie porządek, nim zaczną mówić innym, jak mają żyć. Proste.

Osobiście uważam, że ludzi którzy czują i myślą tak jak ja jest więcej, dużo więcej, ale popadli w marazm i konformizm. Obchodzą święta, bo tak wypada, składają sobie życzenia, bo jest taka tradycja, a ja nie chce tak żyć i nie będę. Nie będę udawała, że święto światowego konsumpcjonizmu, które w tej chwili ogarnęło nawet Japonię wywołuje we mnie wzniosłe uczucia. Ludzie, no kto w to wierzy? Jakie urodziny Jezusa? Żydzi nie obchodzili urodzin. Data jest przypadkowa, bo pasowała do rzymskich Saturnaliów i narodzenia Mitry na wschodzie – ot zimowe przesilenie, ale kościół wiadomo zaadaptował już tyle pogańskich zwyczajów, że jeden więcej czy mniej na nikim nie robi różnicy. Mi robi, ja tak nie chcę. Bawcie się beze mnie.

Kiedy mam dość, mówię dość, głupotę nazywam głupotą a chamstwo chamstwem bez upiększeń, bo świat jest pełen idiotów, którzy żyją w przekonaniu, że zawsze mają rację. Trzeba im mówić: „nie!” Nie lubię ich, nie chce się z nimi cackać. Lubię mądrych i fajnych ludzi. Ciepłych i serdecznych, cenię nieobłudną życzliwość. Wierzę, że tacy jesteśmy, ale gdy źle trafiam, mój rozmówca przekonuje się o tym pierwszy i wtedy jak nigdy wierzę, że cenzura bywa szkodliwa, bluzgam, bo czuję , że trzeba. Dobrze mi być sobą, a że bywam suką, cóż, każdy ma taki pancerz, jaki sobie wyhodował.  Nie będę nikogo udawała. Nie muszę i nie chcę. Jestem jaka jestem, ba! Nawet mam czelność myśleć o sobie, że jestem dobrym człowiekiem :)

Noc, dzień, co lubię ja, co lubisz ty...

No i nas dopadło. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że człowiek zawsze przejawiał skłonności do wyolbrzymiania swojej pozycji. I nie chodzi o p...