Opowiadanie
W tej chwili pamiętam już tak niewiele. Kiedy przyszłam na
świat, błądziłeś po omacku, dopiero ucząc się być wzorem. Czynności, których nigdy nie
musiałeś wykonywać, stały się chlebem powszednim, co nierzadko potrafiło
przerosnąć. Ale tego nie pamiętam. Nie mam prawa tego pamiętać, bo moja
świadomość tamtego okresu zniknęła, jak za dotknięciem anielskiego palca
odciśniętego nad górną wargą. Pamiętam jednak samochody! Zawsze obecne w moim
życiu. Kupowałeś mnie i mojej siostrze samochodziki, tak bardzo chciałeś mieć
syna. Zamiast bawić się lalkami, jeździłyśmy resorakami po kałużach wydając
przy tym dźwięki, których nie powstydziłby się niejeden chłopiec. Pamiętam też Twoich kolegów. Czasem wciąż zdarza mi się spotkać któregoś z nich, kiedy jestem
na zakupach. Widzimy wtedy Ciebie i dlatego nagły entuzjazm szybko spływa po
nas, w rezultacie czego mijamy się udając, że w ogóle się nie znamy. Na szczęście widuję ich coraz
rzadziej a ich twarze z każdym rokiem stają się coraz bardziej delikatne,
wiotkie. Może ta świadomość nakazuje nam schodzić sobie z drogi?
W tej chwili naprawdę pamiętam już tak niewiele. Kilka drobiazgów. Na przykład ten, że nic nie
stanowiło dla Ciebie problemu. Brałeś od życia, to, co dawało. Nie bałeś się
wyzwań ani ciężkiej pracy, często przygnębiająca codzienność znaczyła Twoją
twarz zmęczeniem, zdarzało się, że wracałeś do domu, kiedy już spałyśmy. Pamiętam
jednak, że miałeś ciepły głos, którego brzmienie, samo w sobie pozwalało mi czuć się
bezpieczną. Siadałeś z mamą i rozmawialiście… Długo. O sprawach, których wtedy
nie rozumiałam. Wiedziałam jednak, że mogę na Ciebie liczyć, w każdej sytuacji byłeś gotów stanąć w mojej obronie bez względu na konsekwencje. Byłeś moją
tarczą, osłaniałeś przed okrucieństwem tego świata, pokazywałeś, co to znaczy
kochać wbrew innym. Nauczyłeś mnie, jak sobie poradzić w trudnych sytuacjach, bym nie musiała wyciągać ręki po pomoc. Nauczyłeś mnie być kobietą silną i dumną, ale
nigdy nie wstydziłeś się łez, gdy cierpienie innych przerastało Cię. Stawałeś
się wtedy dla mnie jeszcze ważniejszy. Chciałam się Tobą opiekować, ochronić Cię przed bólem. Pamiętam, kiedy umarł Twój tato i Twoja mama. Pamiętam, co
wtedy powiedziałeś. Byłam przy Tobie i nie płakałam. Wtedy to ja musiałam być
silniejsza, tego ode mnie oczekiwałeś.
Teraz pamiętam już bardzo niewiele. Czas okradł mnie ze
wspomnienia Twojego mocnego głosu, dotyku Twoich dużych i ciepłych dłoni,
których szukałam przez wiele lat ściskając dłonie innych mężczyzn. Wiesz, że
żadna z nich nie przypominała Twojej? Szorstkiej i silnej, gotowej osłonić mnie
przed błędami, dźwigającej, kiedy upadałam pod ciężarem dorosłości. Nie
pamiętam już Twojego zapachu, choć w domu wciąż stoją Twoje perfumy. Ich zapach
uleciał jednak, zupełnie jak Twoje życie tamtego popołudnia.
Przez wszystkie lata naszego wspólnego życia, stałeś się
moim wzorem. Byłeś silny, odpowiedzialny, oddany swojej rodzinie. Byłeś
niezniszczalny… Póki byłeś obok, mogłam czuć się bezpieczna, beztroska… I tak miało być
zawsze, obiecywałeś. Chciałeś mieć syna, dałam Ci dwóch wnuków, są do Ciebie
bardzo podobni i choć nie mogą Cię pamiętać, jestem pewna, że poznaliby Cię w
tłumie. Wiedzą jaki byłeś, kim byłeś dla mnie. Wiedzą o Tobie wszystko to, co
ja wiedziałam.
Jednak odszedłeś. Bez
zaszczytów, po cichu i w samotności. Byłam wtedy przy Tobie, kiedy szeroko
otwartymi oczami wpatrywałeś się ponad moją twarzą w boskie oblicze. Prosiłam,
błagałam, ale tym razem nie słuchałeś mnie. Wybrałeś się w tę drogę sam, zupełnie
sam. Zostawiając nas trzy nagie, bezbronne w objęciach świata, który nagle zwrócił
swoje oblicze w naszą stronę. Ale nie bałam się, bo nauczyłeś mnie, jak pewnie, z odwagą kroczyć
jego ścieżkami. Teraz, kiedy Ciebie już nie ma, ja stałam się dla moich dzieci taką
ostoją, jaką Ty byłeś dla mnie. Dbam o ich dobro i gotowa jestem poświęcić wszystko, co mam,
by zapewnić im bezpieczeństwo i szczęście. Chronię, jak Ty chroniłeś, uczę, jak Ty uczyłeś i kocham. Bezgranicznie.
A Ty odpoczywaj. Mój kochany, niezniszczalny Tato. Buduj tam
wysoko dom z wielkim ogrodem, by pomieścił nas wszystkich, bo z pewnością się
kiedyś spotkamy. Zasiądziemy wtedy przy ogromnym stole, pod rozłożystymi parasolami jabłoni i w cieniu modrzewi, w Twoim ogrodzie i będziemy
opowiadali sobie historie, które pisał czas, podczas naszej rozłąki. Przypomnę
sobie wtedy dotyk Twoich ciepłych dłoni, zapach i kojący głos, którego w dalszym ciągu bezskutecznie szukam. Do zobaczenia.
Pamięci
mojego Taty †31
października 2009 roku
Wzruszyłam się. Bardzo.
OdpowiedzUsuńJa również...
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia, łezki lecą,przytulam z całego serca Kasiu.
OdpowiedzUsuńPiękne to wspomnienie o Twoim Tacie...dosłownie czytając miałam ciarki na rękach,ba nawet i na nogach- a to o czymś świadczy.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za to wzruszenie...
Każda z nas doświadczyła podobnej straty. A tego się nie zapomina, to przeżycie pozostaje z nami, jak blizna. Niestety. I czas nie goi ran, tylko zalecza je na pewien okres a potem zgrabnie rozdrapuje uświadamiając, że nas czeka ten sam los. Dobrze jednak, że człowiek ma w sobie niespożyte pokłady nadziei i afirmacji życia, by temu przygnębieniu się przeciwstawić :-) Dziękuję za Wasze słowa moje drogie.
OdpowiedzUsuń