Mroki Łowisk:
Kobieta, którą
chciałbym widzieć przy swoim boku, powinna być inteligentna, powinna wiedzieć,
czego chce. Powinna być silna, zdeterminowana i powinna mieć w sobie cechy
delikatnej, kruchej istoty, która, kiedy wymaga tego od niej sytuacja, potrafi
walczyć jak lwica w obronie najbliższych i swoich racji. O, czy to nie ty taka
jesteś.
Kiedyś jego babka mówiła, że nadzieje wypowiedziane w złej minucie
mogą przynieść tragedię i zemścić się na człowieku.
– Czy go kocham? Nie wiem, czy kochać to znaczy, że chcę być
obok niego, chcę czuć jego ciepło. Tęsknię za tym jego lodowatym spojrzeniem,
bo budzi we mnie lęk, ale i podkręca do tego stopnia, że nie mogę się opanować.
Ja czasem czuję się przy nim jak mała dziewczynka, która potrzebuje opieki, ale
takiej, którą właśnie on mi daje. Za chwilę znowu czuję coś zupełnie przeciwnego,
jakbym potrzebowała odetchnąć od niego, odpocząć. Chcę tam wrócić. Muszę. Żebyś
widziała Łowiska…
jesteś jego kobietą i nie miałem prawa posunąć się tak
daleko. Żadnym wytłumaczeniem nie jest to, że cię kocham. Już wtedy nad
jeziorem posunąłem się za daleko, ale nie potrafiłem się zatrzymać. Kocham cię,
chcę ciebie tylko dla siebie i nie mogę nic z tym zrobić.
– Wszystko.
Wiodłam całkiem normalne, trochę nawet nudne życie. A potem to wszystko się
skomplikowało. Pojawił się twój brat, potem ty. I nie ma już taty. Jestem
uwięziona pomiędzy tym, co już się skończyło, a wami obydwoma. Nie wiem, co
teraz.
Dlatego kochaj mnie dziś tak, jakby nic złego się nie stało,
a jutro miałoby nigdy nie nadejść.
Jagoda, cytat:
Fizyczna jedność, możliwość dotykania cię, czucia twojego smaku, zapachu były mi dane na krótko, ale są dla mnie nagrodą, która wystarczy, żebym kochał cię w tym i tamtym wymiarze. Jesteś moim życiem i przeznaczeniem, które musi się dopełnić w ten czy inny sposób. Pamiętaj o tym i nie przekreślaj mnie. Jestem twoim niewolnikiem, jestem zależny od tego, co do ciebie czuję, bo to daje mi siłę, żeby walczyć i żyć dalej. Kocham cię, znaczy tak mało, jeśli patrzysz wstecz naszego czasu, ale uwierz mi dla mnie ma siłę wieków. I nie potrafię się temu przeciwstawić.
Jesteś taka soczysta, apetyczna. Mógłbym cię jeść, kawałek po kawałku. Jesteś esencją, która trzyma mnie przy życiu Maju. Dla ciebie gotów jestem zostać tu, gdzie jestem. Zniknąć.
Maju, chciałem ci tylko powiedzieć, że nie miałoby dla mnie znaczenia, dokąd trafię, gdybym miał teraz umrzeć. Gdybym miał umrzeć wiedząc, że kochasz mnie tak, jak kochałaś jego, nic nie miałoby dla mnie znaczenia. Ani niebo, ani piekło. Wytrzymaj tylko tę próbę, błagam cię kochanie…- Ciepłe ramię wsunęło się pod jej kark a silna dłoń spoczęła na jej ciężarnym brzuchu, podczas gdy jej świadomość jak skulony kot spoczęła na dnie jej duszy uśpiona.
Czasem to, co wydaje nam się być prostym jedynym wyjściem z sytuacji, może okazać się próbą, na którą nie jesteśmy w stanie zdobyć się.
- Tak sądzisz? Nie wydaje ci się, że trudniej jest stawić czoło życiu bez kochanej osoby? Nie sądzisz, ze odebranie sobie życia jest po prostu ucieczką?
- Jeśli nie jest się w stanie żyć bez osoby, która stanowiła sens tego życia? Nie sądzę. Gdyby tobie miało się stać coś i bez względu na to, czy byłabyś z moim bratem, czy ze mną, miałbym żyć bez ciebie, to wolałbym umrzeć. Kiedy stajesz się treścią czyjegoś życia i nagle ta osoba zostaje tej treści pozbawiona, to jak widzisz jego życie? Czy możesz sobie wyobrazić cel? Wartości? Sens? Ja nie mogę.
- Paweł to jest ucieczka, słabość. Kochać można wspomnienia, pamięć. Nie musisz wyrzucać tej osoby z serca, ale nie masz prawa odbierać czegoś, co masz najcenniejsze?
- Kiedy właśnie to, co najcenniejsze zostało już odebrane Maju..
Za zakrętem:
Moja mama zawsze powtarzała: „Nigdy nie rozstawaj się w
gniewie. Bez względu na to, kto zawinił, nie chowaj urazy, bo nie wiesz, co
może czekać na ciebie za zakrętem. Może się na przykład okazać, że już do końca
swoich dni będziesz wspominała chwile, minuty kłótni, która was podzieliła.
Dawno zapomnisz o jej powodach, ale strata nie pozwoli zapomnieć o twoim
zaniedbaniu”.
Ja zaś zamknęłam po raz ostatni drzwi domu moich rodziców.
Przed oczami stanęły mi chwile, kiedy po wielekroć powtarzałam tę czynność. W
liceum, na studiach, a potem już pracując. Wcisnęłam guziki alarmu,
przekręciłam klucz w zamku, a każde jego rdzawe skrzypnięcie budziło we mnie
dreszcze i grozę przed niewiadomą, która była wciąż przede mną. Rozejrzałam się
wokół i włożyłam klucz pod wielką donicę z ukochanymi przez mamę hostami.
Zatrzymałam się na wysokości furtki i po raz ostatni obróciłam głowę w stronę
pustych i ciemnych okien domu. Dopiero kiedy poczułam, że zaczynają mnie piec
powieki, wcisnęłam ręce głęboko w kieszenie dżinsów i ruszyłam do samochodu,
pewna, że już nigdy więcej nie ujrzę tego widoku. Nie będę szukała w oknach
odbicia mamy, która macha mi ręką na pożegnanie, kiedy spieszę się do pracy,
nie otworzy mi furtki tata, bo właśnie szedł po świeże bułki do kolacji, kiedy
wypompowana wracałam z podróży. Sięgnęłam po chusteczkę do nosa i otarłam łzy.
. Człowiek jest w końcu stworzeniem zdolnym do wielu
poświęceń, ale też potrafi się posunąć do najgorszych zbrodni. Potrzeba mu
tylko jakiegoś bodźca, może w imię religii, przekonań albo przynajmniej
zaspokojenia swoich żądz, którymi usprawiedliwiłby swoje nawet najgorsze
posunięcia.
Dzieci są takie czyste i proste w swej egzystencji.
Potrzebują zaledwie odpowiednio dawkowanych bodźców, wskazówek, by ich
egzystencjalna prostota nie przeistoczyła się w beznadzieją mierność.
Jacek pochylił się
nade mną powoli i zamknął mi usta, przyciskając do nich swoje gorące, wilgotne
wargi. Świat nagle zaczął tańczyć, kiedy wpatrywałam się w jego twarz osaczona
bliskością, ciepłem i wilgocią jego ust. Zamknęłam natychmiast oczy i ujmując
jego nadgarstki, ścisnęłam je mocno. Smak jego warg, ich soczysta miękkość
absorbowały całą moją uwagę i choć czułam, że to, co się działo, niekonieczne
było dobre, nie potrafiłam przestać się delektować trwającą chwilą. Czas płynął
powoli, zupełnie jakby na moment zwolnił i zwrócił zaciekawione spojrzenie w
naszą stronę. W mojej głowie jednak zaczęły piętrzyć się myśli, przebłysk
rozsądku podpowiadał mi, że ten pocałunek mógł zrujnować wszystko, co do tej
pory udało mi się odbudować. Przecież moje dotychczasowe kontakty z mężczyznami
kończyły się prędzej czy później spektakularnym fiaskiem. Jeszcze tylko chwilkę, krótki momencik… Moje serce zawodziło jak
szczenię siłą oderwane od matki.
– A czego chcesz? – rzuciłam krótko, nawet
się nie odwracając.
– Ciebie. Chcę, żebyś była moja. Chcę z
tobą być. Chcę patrzeć, jak zasypiasz i jak się budzisz. Ciebie chcę. I od
jakiegoś czasu odnosiłem wrażenie, że chciałaś tego samego.
. Moja mama zawsze powtarzała, że na udrękę umysłu najlepsze
jest fizyczne zmęczenie.
Podniósł się powoli i ze wzrokiem
utkwionym we mnie podszedł blisko. Zupełnie blisko, a nawet zbyt blisko, bym
wciąż mogła zachowywać swobodę. Krew w uszach zaczęła szumieć, więc odsunęłam
się na bok możliwie najdalej, odwracając głowę i dając mu tym samym do
zrozumienia, że narusza swoją bliskością moją strefę prywatności. Wycofał się,
co przyjęłam z ulgą. Wtedy jednak odwrócił się nagle, przyciągając mnie do
siebie. Oparł o ścianę domu tuż obok drzwi wejściowych, przyciskając ramiona
równo do ściany.
– Jacek… – sapnęłam jedynie i zacisnęłam
powieki, czując jego usta zamykające się na moich. Wilgotne, soczyste,
smakujące świeżą kawą, którą Aniela parzyła dla niego każdego ranka.
– Zadręczasz mnie, Agnieszko. – Jego głos, jak dodatkowa
para rąk, błądził po mojej twarzy, wdzierał się pod bluzę i szczypał napiętą
skórę.
On pojawił się i został przy mnie bez dodatkowych porywów,
jakby to było już wcześniej zaplanowane. Nasza codzienność wyglądała zupełnie
tak samo, jedynie noce, bo te spędzaliśmy razem, spacery, którym oddawaliśmy
się trochę ciaśniej wtuleni w siebie, przypominały mi o tym, że na świecie był
ktoś jeszcze, dla kogo znaczyłam więcej.
– Agnieszko… Siebie mi dajesz. Dajesz mi rozmowy, swoją
radość. Dajesz mi swoje tęsknoty i strach. Dajesz mi ciało i duszę. Czego mogę
chcieć jeszcze? Przy tobie mogę być sobą, czuję się potrzebny. Jestem twoim
rękawem, tarczą. Więcej nie powiem, bo to i tak dużo, jak na mnie. – Uśmiechnął
się nerwowo, jakby chciał rozładować gęstniejącą atmosferę.
Ale jego twarz promieniała jak twarz
dziecka, które dostało upragnioną zabawkę. Lubiłam takie momenty. Przeglądałam
się wtedy uparcie w jego spojrzeniu i byłam szczęśliwa, widząc w nim kobietę
pożądaną i kochaną. Czułam się piękna, wartościowa i nie musiałam się bać.
Bo dla mnie pojęcie „dom” miało również wymiar bardziej metaforyczny.
Tu nie chodziło tylko o mury wyznaczające jego granice. Było to miejsce, gdzie
nadrzędną rolę odgrywało bezpieczeństwo i spokój. Był to bardziej stan ducha, w
zaistniałych okolicznościach pielęgnowałam wyobrażenie tych wartości, w które
niegdyś tak bardzo wierzyłam. (…)Tak bardzo pragnęłam czuć się w moim domu jak
w miejscu poza czasem, gdzie wszystko miałoby znaczenie, a ludzie w nim
przebywający stanowiliby część tego stanu. To miał być świat pozbawiony bólu,
tęsknoty i cierpienia.
Niestety ja nigdy nie wierzyłam w zbiegi
okoliczności. Bez względu na to, czy były szczęśliwe, czy też nie. Byłam
zdania, że wszystko było już z góry zaplanowane, a nam nieszczęśnikom dano
jedynie możliwość wyboru drogi z kilku dostępnych opcji. I tym samym
ponosiliśmy odpowiedzialność za każdy dokonany wybór. Byliśmy zatem ofiarami
czyjegoś okrutnego żartu, a tworząc wciąż nowe prawa, nowe teorie,
oszukiwaliśmy się, bo gdzieś głęboko w nas tkwiła świadomość, że ta gra nie
jest warta zachodu.
Oparłam głowę o drzwi i
zamknęłam oczy. Mocny, tępy ból powoli rozprzestrzeniał się w mojej głowie.
Szeleszczące liście szeptały wprost do mojego umysłu słowa swojej kołysanki, a
ciekawskie dłonie lekkiego wiatru dotykały niepewnie wciąż zaróżowioną strachem
twarz.
Wątpliwości wgryzały się swoimi zębami w
moją duszę. Przez chwilę wydawało mi się, że kurczę się pod ich kolejnymi
ukąszeniami. Zerknęłam we wsteczne lusterko, podziwiając różowiejące od zachodu
słońca niebo. Taki dar, jakim był ten las, oferowany przez niego spokój i
schronienie, pensjonat, mój nowy dom, nawet Jacek – uświadomiłam sobie, jak
wszystko, co rzucać powinno człowieka na kolana przed potęgą natury, blednie w
obliczu strachu i samotności.
Z dołu wciąż dobiegał mnie szept ich rozmowy. Lekki jak
monotonna muzyka alt dźwięcznego, ciepłego głosu Anieli i pokorny tembr głosu
Jacka, niczym brzęczenie trzmiela nad jej kwietnikiem. Ona niczym lek
antydepresyjny nuciła swoje argumenty wprost do serca niepokornego syna. On zaś
coraz rzadziej, coraz słabiej brzęczał, przeciwstawiając się.
Usiadłyśmy na ławce, która stała przy
ścianie domu, Aniela pieszczotliwie gładziła podłokietnik. Pewnie siedziała na
miejscu męża, może nawet była z nim w tej chwili. Ona ubrana w kolory pięknej
wiosny z rozśpiewanymi ptakami i szumem drzew nad głową, on w swojej wyblakłej
jak stare płótno rzeczywistości… Dla niego czas stanął już w miejscu, nie mógł
mu wyrządzić żadnej więcej krzywdy. Ona wciąż się z nim borykała, płynął tak
szybko, jak woda w pobliskim strumieniu. Siedzieli obok siebie, ich myśli
splatały się razem, przywołując chwile, kiedy byli szczęśliwi i kiedy czas nie
stanowił dla nich żadnej przeszkody.
Non omnis moriar…
Spojrzałam w stronę mojej towarzyszki tego
wspólnego kontemplowania ciszy; na jej twarzy malowały się zadowolenie i
spokój. Przymknęła powieki i pozwalała, by młode słońce obmywało jej twarz
swoimi ciepłymi promieniami. Wyobrażałam sobie, że oczami duszy sięgnęła czasu,
kiedy oboje siadywali na ławce. Przytłoczyła mnie jedynie świadomość, że ja
kiedyś też będę tak wspominała moich bliskich bądź – co byłoby dla mnie lepsze –
będę wspominana przez nich. Teraz dążyłam do czegoś, wciąż żegnałam tych,
którzy odeszli, i opłakiwałam moją stratę, wiedząc zarazem, że miałam obok
siebie ludzi, którzy mnie kochali i którym byłam potrzebna. Moje życie
zaczynało ponownie nabierać barw i rozpędu tylko dlatego, że byli obok mnie.
Jednak mój entuzjazm nie miał trwać wiecznie, wszystko było takie ulotne,
krótkotrwałe. Już za chwilę mogłam kogoś żegnać. Gdziekolwiek spojrzałam, nie
widziałam ucieczki… Zamknięta w szklanej pułapce swoich naiwnych nadziei, że
mnie to nie spotka. A uciec nie było dokąd. Wszyscy byliśmy w takim razie
uwięzieni w naszych ciałach, w naszych realiach, a klaustrofobiczny krąg
bezradności zacieśniający się z roku na rok pozbawiał nas złudzeń, przynosząc
choroby, dolegliwości, stratę bliskich… Komediodramat, a w rolach głównych
naiwni ludzie…
Pewnego wieczora posunęliśmy się krok dalej, zdjęliśmy
ubrania i chodziliśmy po lesie nago! Takiego podekscytowania i towarzyszącego
mu uczucia wolności nie czułam dotąd. Wyobrażałam sobie wtedy, że jesteśmy na
świecie zupełnie sami i nic ani nikt nie jest w stanie mi zaszkodzić! Być
odartym z tego, co zbędne, i zdanym tylko na łaskę natury. Oczyszczaliśmy w ten
sposób nasze myśli, syciliśmy się swoją obecnością wsłuchani w życie lasu nocą.
Każdy dźwięk przecież, który słyszymy za dnia, nocą brzmi całkiem inaczej. Ta
sama trzaskająca pod stopą gałąź zdecydowanie wyraźniej, głośniej będzie pękała
nocą. Każdy problem nocą nabierał głębszego, bardziej przerażającego wyrazu,
niż gdy podchodziło się do niego w blasku słońca.
Chcę tylko szybko poradzić każdemu, kto ma trudności w jego związku z kontaktem z Dr.Agbazara, ponieważ jest on jedyną osobą zdolną do przywrócenia zerwanych związków lub zerwanych małżeństw w terminie 48 godzin. ze swoimi duchowymi mocami. Możesz skontaktować się z Dr.Agbazara, pisząc go przez e-mail na adres ( agbazara@gmail.com ) LUB zadzwoń / WhatsApp mu na ( +2348104102662 ), w każdej sytuacji życia znajdziesz siebie.
OdpowiedzUsuń