Spotkanie z dziećmi


Spotkanie z dziećmi w Szkole Podstawowej nr 1 w Nowym Dworze Mazowieckim.





Pięknie się złożyło, że 31 października w Halloween spotkałam się z uczniami Szkoły Podstawowej nr 1 w Nowym Dworze Mazowieckim. Pięknie, bo mogłam podziwiać kreatywność rodziców przy wyborze strojów, w jakich wystąpiły dzieciaki. A było naprawdę na co popatrzeć. Gościłam w dwóch klasach pierwszych i jednej drugiej. Nie muszę chyba pisać, że czułam napięcie. Dzieci, wbrew pozorom, to bardzo wymagający i szczerzy słuchacze. Pamiętam, kiedy organizowałam przyjęcie urodzinowe Julii. Miała wtedy 6 lat. Napracowaliśmy się z mężem wymyślając plan zabaw, bo tylko to mogło okazać się fiaskiem. Były konkursy, owijaliśmy się papierem toaletowym, chowaliśmy w jakichś kartonach itd... A na koniec rezolutny sześciolatek bez zastanowienia odparował na pożegnanie... Było nudno... No cóż, pocieszaliśmy się, że była to opinia tylko jednego dziecka.

Tym razem zostałam bardzo miło zaskoczona. Wszystkie dzieciaczki słuchały z uwagą o zawodzie pisarza, zadawały pytania na temat procesu wydawniczego a w końcu zażądały, bym wyjaśniła znaczenie tytułu jednej z moich książek, którą zabrałam by udokumentować swoją pracę. Domyślacie się pewnie, że to była listopadowa premiera Namiętność pachnąca terpentyną :-D
Wybrnęłam z tematu, ale obiecałam sobie, że następnym razem muszę pojawić się z pozycją tematyczną, adekwatną do poziomu czytelnika i oczywiście napisaną przeze mnie! Dwa zdarzenia spowodowały, że oniemiałam. Pierwsze z nich to moment, kiedy zaczęłam czytać pierwszaczkom Cudaczka Wyśmiewaczka. Bo jak wiecie, czytanie to doskonała zabawa, więc poczytaliśmy sobie trochę. Dziewczynki z pierwszego rzędy recytowały w ślad za mną to, co im czytałam! Dzieci mają niebywale chłonne umysły...
Drugie zdarzenie dotyczyło już drugoklasistów. Zabrałam ze sobą bowiem książkę, którą otrzymałam w nagrodę za osiągnięcia w nauce w klasie III. To było wiele lat temu, ale dzieciaki były zaskoczone. Ta książeczka to zbiór opowiadań z morałem. Przeczytałam im kilka z nich i zaczęliśmy rozmawiać... Nie spodziewałam się, że dzieci w tym wieku stać na tak głębokie przemyślenia i mądre spostrzeżenia. Dzieci doskonale rozumieją to co dzieje się w świecie dorosłych, będąc już w drugiej klasie potrafią wartościować i oceniać postawy. Oczywiście swoimi słowami, i może odrobinę jaskrawo, ale ich spojrzenie nie jest pozbawione sensu! Nie obyło się bez autografów i deklaracji, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Bo powinniście wiedzieć, że kilkoro dzieciaków obiecało zasilić szeregi pisarzy w Polsce. Młode wilki, co? :-)




Spotkania autorskie

Kolejna premiera, więc kolejna trasa promująca jej pojawienie się. Tak właśnie nazwałam tych kilka spotkań, w których uczestniczyłam, promując pojawienie się na rynku Namiętności pachnącej terpentyną- trasą. Brzmi, jak bardzo poważne przedsięwzięcie, a w rzeczywistości już tak o spotkaniach nie myślę.

Oczywiście wciąż mam wiele do zrobienia na płaszczyźnie spotykania się z Wami, Czytelniczki i Czytelnicy, ale analizując ostatnie wystąpienia, jestem zadowolona z dotychczasowych osiągnięć. A było ich kilka.

Pierwsza na mojej trasie była Łódź. Spotkanie z Wiolą Umecką, która już poprzednim razem zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to była prawdziwa przyjemność. Dlatego nie czułam napięcia. Poza tym, w Łodzi byli ze mną wszyscy! A więc moi chłopcy, Julia a nawet Ewa ze swoją świtą się wybrała. Spędziliśmy wspaniały dzień i równie fascynujący wieczór.
Wiola, co nie było dla mnie zaskoczeniem, rozłożyła powieść na części pierwsze. Jako pierwsza zadała serię pytań, którymi dowiodła, że osiągnęłam zamierzenie, którym było dotarcie do czytelnika z trudnymi tematami, jakie opisałam.

Potem był Wrocław. Piękny Wrocław, który odwiedzałam ostatnio dość często. Tym razem jednak nie udało nam się poczuć klimatu nadchodzących Świąt, ponieważ inauguracja Jarmarku miała dopiero nadejść. A spotkanie? Cóż, może frekwencja nie powaliła nikogo na kolana, jednak w tym wypadku jakość zrobiła nam wieczór. Już na początku, zanim jeszcze pojawiła się prowadząca spotkanie pani Magda, wywiązała się ciekawa dyskusja, która tak naprawdę trwała jeszcze długo po jego zakończeniu! Możecie sobie to wyobrazić? Jesteśmy nierzadko zatwardziali w swoich uprzedzeniach, ale wynika to bardziej z wygody, niż przekonań! Łatwiej jest skrytykować, niż posilić się o zrozumienie i wyrozumiałość. A więc kolejne zamierzenie osiągnęłam, mianowicie wyłuskałam refleksję.

Warszawa. Cóż, w moim przypadku Warszawa zawsze staje na wysokości zadania. Frekwencja zadowalająca, rozmowy, ploteczki i wymiana przemyśleń to podstawa. Jednak tu doszło do czegoś więcej.... Tu ujrzałam emocje. Prawdziwe, płynące z serca i to wszystko w reakcji na moją pracę. Wrażenie? Poczułam się malutka, ale nie bezbronna. Bo to moje pióro ponosi odpowiedzialność za ten przepiękny przejaw wrażliwości i szczerości. W Warszawie zrozumiałam jedno- mając tyle dowodów na potwierdzenie, muszę uwierzyć, że moja praca jest doceniana, a jej przesłanie dociera do serc Czytelniczek i Czytelników. Przyznaję więc sama przed sobą i przed Wami. Jest jeszcze tyle rzeczy, o których chcę opowiedzieć i wiem, że zrobię to najlepiej jak potrafię.

A na koniec Gdańsk. Właściwie powinnam była podziękować Magdalenie za wyrozumiałość i łagodne potraktowanie. Zanim dotarliśmy bowiem do Gdańska, zahaczyliśmy z mężem o Opole, gdzie mogliśmy być świadkami triumfu Radka Chojnowskiego, syna Eleonory, w walce o zawodowstwo. Już chyba wszyscy, którzy interesują się moją pracą wiedzą, że zabieram się za podjęcie tematu związanego z boksem, zatem o lepszy research byłoby trudno.
Pokonaliśmy około 1200 km, a w całym tym spotkaniowym ferworze nie umiałam odpowiedzieć na pytanie, czy mam jakieś niespełnione marzenie...
Wiecie, czasem to co wydaje się najprostsze rozkłada nas na łopatki...
Ale ja już wiem! Wiem, że moim marzeniem jest nabranie przekonania, że jesteśmy zgodni co do tego, że w końcu trafiłam na odpowiednie miejsce.




 A to moje prezenciki... Rozpuszczacie mnie niemiłosiernie. A ja przestaję odczuwać bunt przeciwko temu <3



Maraton spotkań

Czasami, kiedy na czymś bardzo mi zależy, albo jeszcze lepiej,kiedy uprę się, że muszę zrealizować założony plan, nie zastanawiam się nad tym, czy mój upór jest uzasadniony. Nie umiem ocenić, czy postępuję słusznie, wcale się nad tym nie zastanawiam. Takie zachowanie nie zdarza mi się często, ale kiedy już się uprę, nie ma odwrotu.
I tak było w ubiegły weekend, czyli, zaczynając od piątku 20 kwietnia. Wtedy właśnie, o godzinie 11:52 rozpoczął się maraton spotkań, na których musiałam być.
Pierwsza na liście, była Agnieszka Lingas-Łoniewska i Jej spotkanie promujące premierę dylogii Kiedy zniknę, kiedy wrócę. Do Wrocławia wybrałam się z Ewą, czyli siostrą. A że życie bywa przewrotne, o czym wiemy, ten wyjazd miał dla mnie duże znaczenie. Odzyskałam promyk, jakim jest dla mnie siostra, a do tego miałyśmy tak dużo czasu,który mogłyśmy spędzić tylko we dwie!
Podróż pociągiem, już, co prawda, opowiadałam o tym, sama w sobie była wydarzeniem. Nie podróżowałyśmy bowiem w ten sposób przez ponad dwadzieścia lat! I to, że o tym piszę, nie ma za zadanie przedstawić nas, jako próżnych pań, którym dbałość o własne wygody poprzestawiała w głowach. Nic z tych rzeczy. To raczej coś w rodzaju ułomności, fobii, która okazała się silniejsza.
Dotarłyśmy jednak. Spóźnione, ale ciekawe wydarzenia. Bo musicie wiedzieć, że ta premiera nie ograniczała się do rozmowy pomiędzy autorką i prowadzącym. Agnieszka jest autorką charyzmatyczną. Treść Jej powieści epatuje skrajnymi emocjami, od miłości po nienawiść, od tęsknoty po znudzenie... Nie bez powodu nazywana jest przez grono najwierniejszych czytelniczek- dilerką emocji. Spotkanie, w którym uczestniczyłyśmy, okazało się zatem bardzo intensywnym akcentem dotychczasowej twórczości. Do swojej dylogii bowiem, Agnieszka napisała tekst kilku utworów a muzykę do nich skomponował zespół All the wrong ways. Pomysł świetny, klimat spotkania niebywale elektryzujący. Podobało mi się. Warto było przełamać lęk i ponownie wsiąść do pociągu. Ewa też była zadowolona.
Potem wracałyśmy do domu. Nocą. Od razu przypomniały mi się powroty do domu... Ale to nie jest temat, który chcę poruszać ;-)
Do domu dotarłyśmy o siódmej. Zadowolone, z bagażem wspomnień i zmęczone. Ale to nic. Warto było.

Nim się spostrzegłam, przyszedł czas na kolejny etap mojego maratonu spotkań, jakiemu zamierzała sprostać tego dnia. O godzinie 16:00, w Empiku w Arkadii, miało się odbyć spotkanie Magdy Witkiewicz i Marzeny Grochowskiej. Obie Panie popełniły książkę, którą określiłabym ambitnym poradnikiem z niezwykle rozbudowanym zapleczem przykładów, o które zadbała Magdalena, nie bez powodu określana specjalistką od szczęśliwych zakończeń. Nietrudno domyśleć się, że część merytoryczna leżała po stronie trenera personalnego, jakim jest Marzena. I tu, moi drodzy, zetknęłam się z zupełnie innymi emocjami. Moje niedospanie, ukołysał klimat spotkania. Spokój i harmonia. Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda Wasza definicja szczęścia? Czy próbowaliście odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Wy osiągnęliście już szczęście? Ja, co przyznam z pełną świadomością, zgadzam się z podaną przez Magdę definicją szczęścia. Chciałabym, żeby w moim życiu było nudno, żeby nie towarzyszyły mi już nagłe zwroty akcji. Tak, chciałabym tego. A w rozszerzeniu Marzeny, chciałabym również móc cieszyć się małymi rzeczami.
- Chwilo trwaj i daj celebrować najmniejsze okruchy życia!-  Czy nie brzmi to pięknie?

Łowiskowa zabawa

                                                        Łowiskowa zabawa

Dzień dobry, kochani!
Czy Wy wiecie, że minęły już trzy lata od premiery Lewego brzegu? Ależ ten czas biegnie, niczym sprinter.
Trzy lata temu, we wrześniu przeżywałam swoją pierwszą euforię związaną z premierą. Powodów do radości  miała kilka. Powieść wydawał prawdziwy, nieoczekujący mojego wkładu finansowego wydawca. Doskonale mi się nad nią pracowało a przede mną rozpościerała się wizja pisania.... Niewiele się od tamtego czasu zmieniło. Wciąż się cieszę, bo podpisałam umowę ze świetnym wydawcą, bo moja głowa aż paruje od nowych pomysłów a pisanie przestało być wizją a stało się rzeczywistością! 
I przyszedł mi do głowy pomysł. Może by tak uczcić tę moją pierwszą poważną premierę?
Dlatego, jeśli macie chęć zgarnąć trzy tomy Łowisk i zasilić grono moich drogich Czytelników, zapraszam do zabawy. Może nie jestem dziś zbyt kreatywna, ale to wszystko wina< nie kota ;-)> rozbierającej mnie grypy! Z reguły nie choruję, ale już czas, chyba, pogodzić się z jesienną aurą i zacząć ubierać swetry, albo jakieś kurtki...Na zwykłe T-shirty już nie pora... 

Ja zatem wskakuję pod koc, żeby pozbyć się choroby, a Wy napiszcie mi o miejscu, które warto odwiedzić jesienią. Wyobraźcie sobie piękną jesienną aurę, ze spadającymi kolorowymi liśćmi i ciepłym słońcem w tymże własnie miejscu, które warto zobaczyć. I o tym mi napiszcie. A ja nagrodzę najciekawszą odpowiedź sagą Łowiska. 
Zabawa trwa do najbliższej niedzieli, czyli 7 października, do godziny 23:59 a odpowiedzi udzielamy tutaj, w komentarzach 
Organizatorem jestem ja, nagrody sponsoruję również ja. 
I życzę pomysłowości!!


Pamiętajcie też o:

KLAUZULA INFORMACYJNA
1        Administratorem Pana/Pani danych jest ŚWIAT RÓWNOLEGŁY FHU ANNA DWORAK-STĘPIEŃ. ul. POPRZECZNA  4, 05-124 GÓRA, e-mail: annakasiuk@vp.pl
2        Pana/Pani dane osobowe przetwarzane będą w celu realizacji umowy sprzedaży (realizacji zamówienia) lub do podjęcia na Pani/Pana żądanie działań poprzedzających zawarcie umowy sprzedaży oraz ewentualnego dochodzenia przez administratora praw wynikających z tej Umowy, na podstawie przepisu art. 6 ust. 1 lit. b RODO (w odniesieniu do Pani/Pana danych osobowych).
3        Odbiorcami tych danych będą firmy świadczące usługi kurierskie oraz pocztowe wykonujące na zlecenie Administratora usługi transportowe, niezbędne do wykonania umowy sprzedaży.
4        Pani/Pana dane osobowe będą  przechowywane 14 dni od momentu zakończenia realizacji umowy sprzedaży na podstawie art. 27–29 ustawy o prawach konsumenta.
5        Ma Pan/Pani prawo żądania od Administratora dostępu do danych, ich kopii, sprostowania, usunięcia (w przypadkach przewidzianych przepisami prawa) lub ograniczenia przetwarzania, prawo sprzeciwu, prawo do przenoszenia danych jak i prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
6        Podanie danych osobowych jest dobrowolne, przy czym ich  nie podanie wiąże się z konsekwencją niezawarcia umowy sprzedaży.
7        Administartor korzysta z usług platformy www.blogger.com firmy Google. Proszę więc o zapoznanie się z polityką prywatności tego serwisu. Oprócz tego na blogu znajduje się widgetu portalu Lubimy Czytać. (LINK:  https://konto.lubimyczytac.pl/polityka-prywatnosci)

Koniec lata

Nareszcie....
Piękne lato dobiega końca. Pisałam już niegdyś, że moimi zdecydowanymi faworytkami, jeśli chodzi o pogodę są wiosna i jesień. Nie znoszę upałów. Wysoka temperatura pozbawia mnie chęci wychodzenia z domu. Ale nie o tym.
To było niezwykle pracowite lato. Spełniłam jedno z życzeń moich chłopców. Zafundowaliśmy im wycieczkę objazdową po Polsce. Oczywiście wciąż wiele przed nami, ale ten fragment, który dzieci zobaczyły sprawił im dużą przyjemność. Byliśmy mianowicie w Kazimierzu Dolnym, Sandomierzu, Łańcucie, Przemyślu i Bieszczadach.
Pojechaliśmy do Gdańska i zakończyliśmy naszą wakacyjną wycieczkę na Mazurach. Wszędzie oczywiście zwiedziliśmy zamki, ruiny, podziemia i inne zabytkowe miejsca, bo głównie o to chodziło moim chłopcom. Dla mnie i męża zostały Bieszczady. Bo Mazurami w pięknej Kutyni cieszyliśmy się wszyscy! A więc wilk syty i owa cała. Pogoda dopisywała, a więc padało wtedy, kiedy zwiedzaliśmy i prażyło, kiedy smażyliśmy się na słońcu.
Czego chcieć więcej? Niczego. Nasza rodzina powiększyła się o kolejnego członka. Przywieźliśmy do domu labradora. Początki znajomości z Danką nie rokowały najlepiej, ale udało się. Jestem z siebie dumna, bo choć miałam chwile zwątpienia, Danuśka zaakceptowała rywala w pieszczotach a on nie pożarł mojego Erena :-)
I wszystko znowu układa się jak należy. Wspomnienia wakacyjne długo będą ogrzewały nasze serca. A teraz czekamy na jesienne ogniska i spadające liście...

Spotkania autorskie


Spotkania...
Te autorskie organizowane przez biblioteki, czy też promujące pojawienie się na rynku nowej książki w księgarniach, albo, co jest już dużym wydarzeniem- targi książki. Wszystkie one dostarczają nie lada wrażeń.
Wiecie, bo wciąż to powtarzam, że lepiej czuję się siedząc po tej drugiej stronie, bez mikrofonu w dłoni, bez oczu zwróconych w moim kierunku. I to się nie zmieni. Za każdym razem, kiedy mam uczestniczyć w jakimś spotkaniu, czuję ogromną tremę. Ale wystarczy, że rozsiądę się wygodnie i zaczniemy rozmawiać, ten lęk mija. Bo człowiek czuje lęk przed tym, co nieznane. Nikt nie czuje się komfortowo, kiedy jest zaskakiwany. Wy też tak macie?
Wystarczy jednak wczuć się w atmosferę spotkania, poczuć te pozytywne wibracje a trema i lęk znikają. Nawet w moim przypadku. ;-)

W piątek 25 maja miało miejsce pierwsze spotkanie promujące premierę Andromedy. Spotkanie to odbyło się w Łodzi, w księgarni Bookszpan. Tak jak spodziewaliśmy się, odległość od centrum miasta, krótki czas na promowanie wydarzenia nie sprzyjały pojawieniu się wielu zainteresowanych, ale nie taki diabeł znowu straszny, a codzienność potrafi zaskakiwać ;-)!
Jeden z moich przyjaciół powiedział mi kiedyś, że z serca życzy mi, bym doświadczyła spotkania, na którym pojawi się niewielu Czytelników. Słysząc Go, byłam oburzona, bo to przecież dramat, kiedy spośród całego zastępu wiernych Czytelników, nikt nie zaszczyci odwiedzającego autora swoją obecnością. Mylę się? Wtedy tak myślałam, ale teraz rozumiem sens tamtego życzenia.

Podczas łódzkiego spotkania, swoją obecnością zaszczyciła mnie zaledwie garstka ludzi. Obyło się bez gwaru i szumu rozmów, ale doznałam czegoś zupełnie niesamowitego! I absolutnie nie czułam rozżalenia a moja wiara, że to co robię jest słuszne, w niczym nie ucierpiała. Spotkanie poprowadziła Wiola Umecka z bloga Subiektywnie o książkach. Ikona sama w sobie. Trochę się obawiałam, bo obserwuję blog Wioli i nie ukrywam zachwytu nad dystansem i profesjonalizmem, z jakim jest prowadzony. Okazało się, i jedynie utwierdziło mnie to w przekonaniu, że Wiola w roli prowadzącej spotkanie z Czytelnikami, sprawdza się wybornie. Jako Czytelniczka, odebrała Andromedę dokładnie tak, jak chciałam, by została ona odczytana. A więc każdy szczegół został rozszyfrowany a pytanie- kiedy kontynuacja- zupełnie mnie nie zaskoczyło.
Kameralne spotkania mają ten niesamowity nastrój. Umożliwiają dłuższą rozmowę, dają możliwość poznania Czytelników i wysłuchania tego, co mają do powiedzenia. A przede wszystkim uczą pokory. I tak właśnie się czuję. Bogatsza o nowe doświadczenie, szczęśliwa, bo poznałam w końcu czarującą Kasię @Katie M-k.

A już jutro Wrocław. Spotkanie poprowadzi nikt inny, tylko Agnieszka Lingas-Łoniewska! Znowu szykują się emocje. Znów czuję ten znajomy niepokój. Wpadnijcie do Empiku Renoma. Jutro, 29 maja o godzinie 18:00. Zapraszam.

Wrocław potraktował mnie nieco przychylniej ;-) Mam na myśli szersze grono Czytelniczek. Mało tego, nie spodziewałam się ujrzeć Eleonory, nawet Fb milczał w temacie Jej pojawienia się. A tu proszę! Taka niespodzianka. Spotkanie we Wrocławiu poprowadziła Agnieszka Lingas- Łoniewska. A więc i rozmowa potoczyła się w zupełnie innym kierunku. Wspominałam już chyba nie raz, że w chwilach, kiedy stawiałam swoje koślawe kroki w środowisku literackim, Agnieszka nie szczędziła mi słów mobilizujących do działania. Takich mentorów pamięta się całe życie. Omówiłyśmy kwestie merytoryczne, plany na przyszłość i usłyszałam, że Andromeda to intrygująca powieść. Dla takich chwil warto pisać!

I Warszawa!
Wiecie, jakie mam przemyślenia dotyczące mojej dotychczasowej trasy promującej pojawienie się na rynku Andromedy? Odczuwam satysfakcję z każdego stawianego kroku, upewniam się w poczuciu szacunku do poświęcanego mi czasu i uwagi. A to daje siłę. Bo jednak jest nas, Was, coraz więcej i łączy nas również coraz więcej. I tę relację porównałabym do rozpędzającej się maszyny. Niech się rozpędza, niech daje nam i Wam jak najwięcej. Bo tak trzeba!
Warszawa to dom, więc na spotkaniu w Empiku czułam się jak w domu. Aleksander Rogoziński, który prowadził już moje wcześniejsze spotkanie, zadbał o ciepłą atmosferę. Ku mojemu zaskoczeniu, rozłożył Andromedę na części i sięgnął po psychologiczne wzorce, którymi posłużyłam się przy jej pisaniu. Czy to nie brzmi fascynująco? Każde dotychczasowe spotkanie nauczyło mnie bardzo wiele. Moi Prowadzący zaskoczyli wnikliwością, co przyjęłam z ogromną wdzięcznością.

A jutro Gdańsk. Zobaczymy się w Bookszpanie, w CH Metropolia. I wiecie kto poprowadzi spotkanie? Magdalena Witkiewicz! Do zobaczenia!

To było niezwykle energetyczne wydarzenie dla mnie. Czasami myślę sobie, że niewiele w życiu jest jeszcze w stanie mnie zaskoczyć. Przeżyłam już niejedno i niejednego doświadczyłam. I właśnie ta wyprawa, właśnie do Gdańska dowiodła, że jestem w błędzie. Nie wystarczy doświadczyć, trzeba z owego doznania wyciągnąć wnioski a najlepiej, jeśli będą one nauką. I nie mam tu na myśli doświadczeń tylko niepozytywnych. Wręcz przeciwnie, to, czego doświadczamy, nawet kiedy boli, niesie ładunek, który odpowiednio zinterpretowany przynieść może wiele korzyści. To jest pozytywne myślenie, którym należy się kierować. Taki właśnie mam zamiar. Co Wy na to? A więc od dziś, zaczynam widzieć świat nie tylko w jego naturalnych, nieco przykurzonych kolorach. Zamierzam je przetrzeć, nasycić się nimi i być przykładem,że można dostrzec coś dobrego w rzeczach, bądź czynnościach, które pozornie zdają się temu przeczyć. Trudne, ale nie niemożliwe. 

A na koniec Katowice.

Spotkanie poprowadziła Magda Zimna. I po pierwsze: Magdalena przygotowana była do spotkania wzorowo. Jej pytania zaskakiwały mnie głębią i szczerością. A ja szczerość ponad wszystko, to chyba już wiecie. Bardzo podobał mi się wytworzony klimat w naszej książkowej komórce pod schodami, co również było zasługą Magdy. Bo wiecie, że Ona jest momentami tak otwarta, że obezwładnia. Chłopcy siedzieli grzecznie, w pewnej chwili zagadałyśmy się do tego stopnia, ze przestałyśmy na nich zwracać uwagę. Do czasu, aż uświadomiłyśmy sobie, że szum, który nas otaczał, to był monotonny odgłos czytającego Kuby Damian, fantastyczny narzeczony, to okaz opiekuńczości i troski. Madzia, jestem spokojna o Ciebie. Z tym mężczyzną nie stanie Ci się krzywda. A w Empiku, bo potem wybrałyśmy się do Empiku, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście Andromeda na półkach leży( leży!!), to Damian wymieniła tytuły, które Madźka zamierzała kupić. Taki facet!Katowice widziałam dziesięć lat wcześniej, to dwa. Pojechałam tam zupełnie sama z dzieciakami, to trzy. Tylko raz, beznadziejna nawigacja kazała jechać pod prąd, ale przedstawiciel mundurowy pokręcił tylko głową i zatoczył palcami okrąg. Zrozumiałam natychmiast.  A do tego uśmiechał się czarująco. Hm, może to mój wrodzony urok powstrzymał go przed przygrzmoceniem mi mandatu?  Z pewnością. To cztery.Teraz pięć, kupiłam trzy książki. Ale nie zrobiłam jeszcze zdjęcia. Wrzucę je później. I dodam, że znalazłam w Tak Czytam swoje Za zakrętem. A podczas drogi do Katowic, nauczyłam się piosenki Sławomira na pamięć. Więc, śmiało możecie uznać, że wyleczyłam się z alergii na disco polo.... To już sześć.A siedem, skręciliśmy, wracając, do Będzina i choć wszystko było już zamknięte, zrobiliśmy sobie zdjęcia przy murach zamku. Pisałam, że byłam w tych rejonach dziesięć lat wcześniej. Julka miała sześć lat! A teraz... Ale ten czas leci. A więc bilans jest i tak na plus. I bardzo dziękuję Madzi za poprowadzenie spotkania. Swój pierwszy raz w tej roli zaliczyła celująco.

Doświadczyłam wielu wspaniałych chwil podczas tej podróży. Prowadzący moje spotkania okazali się bardzo intrygującymi i niezwykle interesującymi osobami. Bardzo serdecznie dziękuję za Wasz czas, rady i wskazówki. Jestem wdzięczna, że zechcieliście spędzić ze mną tak te ważne dla mnie chwile.

I to byłoby na tyle. Moje spotkania wiele mnie nauczyły a rozpiętość wrażeń, których dostarczyły jest tak szeroka, jak wachlarz. Bardzo dziękuję za każde zamienione ze mną słowo, okazaną sympatię i rozmowę. Dziękuję również za Wasze prezenty i ciepłe przyjęcie. Za to wszystko jest bardzo wdzięczna i to wszystko będę pamiętała. <3 



Konkurs z Andromedą w tle


Kochani,
doczekałam się w końcu premiery Andromedy. Mam nadzieję, że podzielaliście moje napięcie i, przynajmniej część z Was, również czekała na pojawienie się tej powieści na rynku. A żeby tradycji stało się zadość, nadszedł czas, że i ja ogłoszę konkurs. Do wygrania mam dla Was, co następuje:

- miejsce I Andromeda z dedykacją, kubek, torba i kilka zakładek.
- miejsce II zakładeczki i torba
- miejsce III zakładeczki i ołóweczki

Gra warta świeczki, co przyznać musicie.
Zaczynamy od dziś, czyli 27 maja 2018 roku a zabawę kończymy za tydzień, czyli 3 czerwca o tejże samej porze.
Udział może wziąć każdy, wyłonię tylko trzech szczęśliwców i tych nagrodzę.
Na dole znajdziecie formułkę związaną z nowo obowiązującymi nas zasadami ochrony danych osobowych RODO.
A teraz pytanie:

Młodość rządzi się swoimi prawami. Dopiero z wiekiem nabieramy o tym przekonania i na nasze życie, w tamtym okresie, patrzymy już z dystansem a nawet z przymrużeniem oka. Czy znacie takie przypadki, które wpłynęły na życie Waszych znajomych, bliskich, a może i Was samych? Czy gdyby cofnąć czas, życie miałoby okazję potoczyć się inaczej?

Nie oczekuję, że opowiecie mi o jakichś dramatycznych przeżyciach z przeszłości. To może być drobiazg, jakiś fragment młodzieńczej fascynacji.... Wasza inwencja i decyzja :-)

Życzę powodzenia i miłej zabawy,
Ania













POLITYKA PRYWATNOŚCI
§1
POSTANOWIENIA OGÓLNE
1        Administratorem Pana/Pani danych jest ŚWIAT RÓWNOLEGŁY FHU ANNA DWORAK-STĘPIEŃ. ul. POPRZECZNA  4, 05-124 GÓRA, e-mail: annakasiuk@vp.pl
2        Pana/Pani dane osobowe przetwarzane będą w celu realizacji umowy sprzedaży (realizacji zamówienia) lub do podjęcia na Pani/Pana żądanie działań poprzedzających zawarcie umowy sprzedaży oraz ewentualnego dochodzenia przez administratora praw wynikających z tej Umowy, na podstawie przepisu art. 6 ust. 1 lit. b RODO (w odniesieniu do Pani/Pana danych osobowych).
3        Odbiorcami tych danych będą firmy świadczące usługi kurierskie oraz pocztowe wykonujące na zlecenie Administratora usługi transportowe, niezbędne do wykonania umowy sprzedaży.
4        Pani/Pana dane osobowe będą  przechowywane 14 dni od momentu zakończenia realizacji umowy sprzedaży na podstawie art. 27–29 ustawy o prawach konsumenta.
5        Ma Pan/Pani prawo żądania od Administratora dostępu do danych, ich kopii, sprostowania, usunięcia (w przypadkach przewidzianych przepisami prawa) lub ograniczenia przetwarzania, prawo sprzeciwu, prawo do przenoszenia danych jak i prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
6        Podanie danych osobowych jest dobrowolne, przy czym ich  nie podanie wiąże się z konsekwencją niezawarcia umowy sprzedaży.
7        Administartor korzysta z usług platformy www.blogger.com firmy Google. Proszę więc o zapoznanie się z polityką prywatności tego serwisu. Oprócz tego na blogu znajduje się widgetu portalu Lubimy Czytać. (LINK:  https://konto.lubimyczytac.pl/polityka-prywatnosci)


§2
KONKURSY
1.      Administrator danych osobowych uczestników konkursu informuje, ze podanie danych osobowych jest niezbędne do udziału w konkursie oraz odebrania nagrody. Po zakończeniu konkursu i odebraniu nagrody przez zwycięzców dane zostaną niezwłocznie usunięte.
2.      W celu organizacji konkursu przetwarzane będą dane takie jak imię, nazwisko oraz adres e-mail, a w przypadku Zdobywców Nagród także adres do wysyłki i numer telefonu. (art. 23 ust. 1 pkt. 1 Ustawy o Ochronie Danych Osobowych, a od 25 maja 2018r. na podstawie art. 6 ust. 1 pkt. a) Rozporządzenia Parlementu Europejskiego i Rady w Sprawie Ochrony Danych)
3.      Dane te będą udostępniane firmom świadczącym usługi kurierskie oraz pocztowe wykonujące na zlecenie Administratora usługi transportowe, niezbędne do wysłania nagród dla zwycięzców.


§3
POSTANOWIENIA KOŃCOWE
W sprawach nieuregulowanych niniejszą umową mają zastosowanie przepisy kodeksu cywilnego oraz ogólnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych.

Wiosna!!

Nareszcie.... W sumie nie mam nic przeciwko zimie. Cóż znaczyłoby moje narzekanie na niską temperaturę, na zalegający śnieg i konieczność skrobania szyb w samochodzie? Śniegu wiele tej zimy nie było, temperatura też nie dawała się we znaki, a szyby w samochodzie zawsze oczyścił mąż, zanim jeszcze zdążyłam wyjść z domu. Nie narzekam zatem. A jednak... Bardzo się cieszę, że w końcu przyszła wiosna. Uwielbiam tę porę roku! Chyba jeszcze bardziej niż jesień.
Wiosna kojarzy mi się z narodzinami czegoś pięknego, niepowtarzalnego. Uwielbiam ten świeży zapach wiatru, słabą, ledwo wyczuwalną woń lasu. Słońce świeci, ale tak nieśmiało, bojaźliwie. Jakby jeszcze wahało się... Może to za wcześnie? Może jeszcze poczekać? Każdego roku o tej porze świat budzi się z długiego snu, zupełnie, jakby zapomniał, że ta historia powtarza się rokrocznie! 
A z drugiej strony, choć wydaje mi się, że wszystko wygląda tak samo, z każdym rokiem jest inaczej. Patrzę na świat inaczej, zwracam uwagę na inne rzeczy, szukam wciąż nowych inspiracji i doznań. To niezbędne. I to nie tylko w moim życiu, wszyscy czekamy na tę chwilę odrodzenia.
Może dlatego z takim entuzjazmem oczekiwaliśmy dzisiejszego dnia. Pogoda dopisywała, nikogo nie trzeba było rano budzić, a wręcz przeciwnie. Kuba zaraz po śniadaniu nauczył się na poniedziałek i przestępował z nogi na nogę, bo w planach mieliśmy dziś wycieczkę rowerową. A moi chłopcy to zaprawieni rowerzyści! Pokonują z nami długie trasy, już od co najmniej dwóch lat i to nie są ścieżki rowerowe, zapewniam Was. A przy tym, wciąż mówią... Gdybym ja miała tyle do powiedzenia... Choć uzupełniamy się. Oni bez przerwy mówią, a ja decydowanie wolę słuchać. Wzorowe relacje!
Tak więc, chłopcy wybrali się do Kościoła a ja miałam chwilę na zamknięcie rozdziału. Kocham takie momenty. W końcu byliśmy gotowi... To była nasza pierwsza wyprawa od jesieni. Zrobiliśmy, co prawda, tylko dziesięć kilometrów, ale przez większość drogi jeździliśmy lasem. Moich trzech panów zaliczyło upadki, ale nikomu nic się nie stało. Były snapy, insta releacje i obowiązkowe zdjęcia. Wiecie co sprawia mi największą radość, podczas tych rowerowych wypadów? Różnimy się, każde z nas ma swoje widzimisię i patrzy na świat inaczej, a mimo to, nie obyło się bez westchnień zachwytu i obowiązkowych przystanków, bo tylko w niektórych miejscach ptaki śpiewały tak głośno i wyraźnie, a tych koncertów nie można było zignorować. Trzech moich mężczyzn, a każdy z nich potrafi zwrócić się w stronę natury i zachwycać jej urokiem. Wzruszam się za każdym razem, kiedy widzę ich w tych szczególnych chwilach. Nie ma wtedy znaczenia kto jest twardzielem, a kto na co dzień sprawia wrażenie małego tyrana( Wituś). W tych szczególnych chwilach, zachowujemy się bardzo podobnie. 
Po powrocie usłyszałam, że to dobrze, że mieszkamy na wsi. A nasze wycieczki są najfajniejsze na świecie :-) Warto było. Choć teraz nie czuję siedzenia a nogi mam jak z ołowiu, warto było. Nie będę narzekała, bo to ja uparłam się, że muszę mieć rower w pięknym turkusowych kolorze z wielkimi kołami, a te wszystkie udziwnienia w postaci przerzutek i innych są dla mięczaków... Nie narzekam!
A potem piekliśmy kiełbaski na grillu. Nawet Julia znalazła chwilę, żeby zejść i zjeść z nami ;-) Godnie powitaliśmy wiosnę. I będziemy się nią cieszyli tak długo, jak to możliwe, aż przyjdzie lato a wtedy to będzie już zupełnie inna historia, z innymi zapachami i pięknymi wschodami słońca.

Ferie, nowe znajomości i miłość do gór.


Ferie, ferie i po feriach, chciałoby się rzec. Ale to nie tak. Dwa tygodnie czasu wolnego, spędzonego z najbliższymi minęły, pozostawiając wiele wspomnień, dając wytchnienie i odpoczynek.
Znacie mnie, nie powinniście być zatem zdziwieni, że skupię się na wspomnieniach.

Tydzień naszych ferii spędziliśmy pod Zakopanem. Decyzja o wyjeździe zapadła spontanicznie i wydaje mi się, że takie wyjazdy są najlepsze. Nie ma wiele czasu na deliberowanie o ich słuszności. Z pewnością, gdybym wiedziała o wszystkich szczegółach związanych z tym wyjazdem, nie zdecydowałabym się. A tak, w niedzielę zarezerwowaliśmy miejsce, a do piątku musiałam zadbać, żebyśmy nie pojechali w jesiennych butkach :-)

Wspaniale było podziwiać zmieniający się za oknem krajobraz. Mazowsze żegnało nas plusową temperaturą i słońcem a południe przywitało śniegiem i nieznacznym minusem. Dodatkowym dreszczem dla mnie były łańcuchy, w które zaopatrzył nas zapobiegliwy mąż. I to on wciąż powtarzał- zwolnij, tu jest zima, tu jest ślisko. Ja zachłyśnięta widokami, cóż, nie bardzo pilnowałam prędkościomierza...

Potem było już Zakopane... Drewniane chaty ustawione blisko wąskiej ulicy, śnieg zalegający na chodnikach i to niepowtarzalne wrażenie, że w którymś momencie, to musiało być mgnienie, trafiliśmy do bajkowego świata. W końcu dojechaliśmy na miejsce.... I tu przeżyłam nowe zaskoczenie. Aby wjechać na podwórze domu, w którym mieliśmy się zatrzymać, trzeba było przejechać przez stodołę! Wąska dróżka pomiędzy zasypanymi śniegiem płotkami, potem zjazd drogą nachyloną niemal prostopadle i stodoła... Zachłysnęłam się tym klimatem. Spokojem i otulającą zewsząd ciszą. Choć niezupełnie, dwa psy naszej gospodyni szczekały na przemian, domagając się w ten sposób uwagi. Obrazek całkowitej sielanki. Bajkowy świat, w którym odnalazł się nawet, mój do bólu realnie patrzący na życie, mąż.
Zakopane nie różni się wiele od innych miasteczek. Jest deptak, są turyści, kwitnie więc handel. To zrozumiałe. Sama straciłam głowę pośród tych kolorowych straganików z pamiątkami i rękodziełem. Ale nie tego szukaliśmy.
Ogromną atrakcją stała się dla nas pokaźna górka za domem... Dawno nie bawiliśmy się tak doskonale. I nie mam na myśli dzieci... Mam na myśli nas, rodziców! Czułam się jak dziewczynka, zaopatrzona w różowe sanki, zapomniałam się i razem z dzieciakami cieszyłam swobodą i pięknem otaczającej nas natury. A było co podziwiać... Promienie słońca odbijały się w bialutkim śniegu, drewniane chaty zdobiły zbocza wzniesień, z ich kominów unosiły się równe, białe smugi dymu. I tylko psy szczekały. Czas zatrzymał się. Nikt nie narzekał, nikt się nie spieszył, nikt nie miał niczego do nauczenia, załatwienia a nawet nadrobienia. Liczyła się tylko ta chwila, która pozwalała zapomnieć o dorosłości i obowiązkach. Byliśmy wolni!!!

Oczywiście poza sankami cieszyliśmy się również innymi atrakcjami. Odwiedziliśmy Termy Chochołowskie i fantastyczne baseny na świeżym powietrzu, spacerowaliśmy Gubałówką we mgle, to tam rozgrzewała nas gorąca czekolada. Jeździliśmy na łyżwach....
A na zakończenie każdego dnia wracaliśmy do pachnącego świeżym drewnem domu, rozpalałyśmy z Ewą w kominku i rozmawialiśmy do późnych godzin.
Ten wyjazd, nasze ferie, już na zawsze zapiszą się w mojej pamięci i sercu. To był szczególny czas, wszystko co nas otaczało, choć nie stanowiło czegoś nowego, czego nie znalibyśmy, sprawiało radość, bo wiązało się z odpoczynkiem. A zwieńczeniem moich wspomnień niech będzie Aniela. Tak, to właśnie Aniela była gospodynią. To w jej domu zatrzymaliśmy się i cieszyliśmy wolnością i pyszną góralską kuchnią. Zupełnie jak w powieści Za zakrętem, Aniela służyła rozmową i obdarowywała nas swoim ciepłem. Nie pomyliłam się w jej ocenie. Ta kobieta opisana w powieści oddaje charakter Anieli, którą poznałam w rzeczywistości. Może dlatego, że tak właśnie wyobrażałam ją sobie? Może tego jej ciepła i otwartych ramion własnie potrzebowałam?
Najważniejsze, że gdzieś tam, w pięknym drewnianym domu jest ona, kochana, otwarta i czeka na naszą kolejną wizytę.

Noc, dzień, co lubię ja, co lubisz ty...

No i nas dopadło. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że człowiek zawsze przejawiał skłonności do wyolbrzymiania swojej pozycji. I nie chodzi o p...