Na naukę nigdy nie jest za późno- Agnieszka Lingas-Łoniewska 4/11/16, Aleksander Rogoziński 10/11/16

Listopad, miesiąc zadumy i refleksji. W tym okresie zdecydowanie bardziej pochylamy się nad nurtującym odwiecznie tematem przemijania, śmierci i zastanawiamy się, co nas czeka tam, po drugiej stronie. To prawda.

Ja w tym miesiącu byłam na dwóch spotkaniach autorskich i pierwsze przemyślenia, jakie mnie naszły, dotyczyły sposobu, w jaki idziemy przez nasze życie. Zawsze powtarzam moim dzieciakom, jak bardzo istotne jest, by patrząc w lustro na koniec dnia, mieć powody do dumy. Jeśli nie zaś do dumy, bo to doprowadziłoby nas w końcu do próżności, to przynajmniej, by mieć powody do zadowolenia. Człowiek zadowolony, to człowiek szczęśliwy i spełniony, nieprawdaż?

Alek Rogoziński, od niedawna znany również, jako Alex, dzięki premierze How to kill you, darling, dał się poznać właśnie z tej strony. Człowiek pogodny, tak pozytywny, że wszystko, co mnie nęka, w jego otoczeniu zdaje się chować gdzieś tam w cieniu optymizmu tego autora. Na spotkaniu Alka ubawiłam się przednio. Już zanim zaczął opowiadać, udało nam się zamienić kilka słów, dla mnie bezcennych. W trakcie zaś spotkania, atmosfera zdawała się być coraz cieplejsza. Alek ma niesamowitą zdolność do podgrzewania nastroju swoimi opowieściami, historiami z życia wziętymi a przede wszystkim jedna bezwzględnie sympatię dzięki dystansowi, z jakim podchodzi do siebie i swojej pracy. Będąc pod wrażeniem spotkania w Legionowie zabrałam się za czytanie How to kill you, darling w oryginale… Wrażeniami podzielę się, a jakże.

Co jeszcze jest ważne, poza otwartością, optymizmem i poczuciem humoru?
Empatia. A tego ogromną dawkę otrzymałam będąc na spotkaniu z Agnieszką Lingas-Łoniewską. Oczywiście spóźniona, czego naprawdę nie znoszę, wpadłam do biblioteki, co nie pozostało niezauważone. Od razu jednak wtopiłam się w ciepłą, przyjemną i niesamowicie przyjazną atmosferę tego spotkania. Agnieszka, niczym wirtuoz nie tylko opowiada o skrajnych uczuciach w swych powieściach, ona wydobywa wspomnienie tych uczuć, które drzemie gdzieś na dnie naszych serc. Czy to nie jest istotne? Pamiętacie Małego Księcia? Pamiętacie historie o wężu, który zjadł słonia i trawił go przez wiele miesięcy. Jak wielu z nas patrząc na ten rysunek ujrzałoby słonia w brzuchu węża? Rozumiecie, co mam na myśli?


Autor jest jak drogowskaz, jego książka zaś to mapa. Pamiętajmy zatem, sztuką jest stanąć wieczorem przed lustrem i z nadzieją patrzeć w naszą przyszłość.

2 komentarze:

Noc, dzień, co lubię ja, co lubisz ty...

No i nas dopadło. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że człowiek zawsze przejawiał skłonności do wyolbrzymiania swojej pozycji. I nie chodzi o p...