No i odbyło się! Moje pierwsze spotkanie autorskie. A miało
to miejsce 22 września 2016 roku. Pierwszy wniosek, jaki nasunął mi się w
chwili, kiedy data ta zbliżać się zaczęła coraz większymi, nieuchronnymi
krokami brzmiał- łatwiej zdecydowanie pójść na spotkanie autorskie, podziwiać,
zachwycać się, czy po prostu słuchać. Zdecydowanie inaczej mają się sprawy,
kiedy owym autorem, nagle stajesz się ty! Ta świadomość, że będę stała po
jednej stronie stolika a reszta świata po drugiej, ze wzrokiem utkwionym we
mnie, z uszami otwartymi na to, co mówię przerażała mnie. I choć żadne z pytań
nie było zaskoczeniem, dotyczyły bowiem mnie i mojego zajęcia, ten dysonans
trwał do chwili, kiedy owe miejsce za stolikiem zajęłam. I wtedy też narodził
się w mojej głowie kolejny wniosek- zdecydowanie prościej jest zamknąć się w
pieleszach własnego cichego pokoju, pośród sobie znanych zapachów, dźwięków i w
otoczeniu buzującej niczym oranżada wyobraźni i pisać, niż usiąść i opowiedzieć
o tym. Naprawdę tak pomyślałam.
Człowiek jest bowiem tak skonstruowany, gdzieś podświadomie
ma zakodowaną potrzebę akceptacji, choć powierzchownie stara się, by było
inaczej. Bardzo zależało mi, by wypaść jak najlepiej, by przekazać wszystko, co
jest dla mnie inspiracją, by pokazać, że jestem zupełnie zwyczajną kobietą. Nie
było łatwo, dwie znajome, Bożena i Andżelika zrobiły wiele, by owa naturalność,
wyglądała wyjątkowo wyraźnie. Miałam make up, zostałam ufryzowana i bądź
człowieku mądry!
Jednak … Podobało mi się. Było ciepło, atmosfera drgała,
zupełnie jak w książce. Raz na sali brzmiał śmiech, bo okazało się, że
śmieszności w moim życiu też są obecne, raz skupienie zawisło w powietrzu, a za
chwilę powaga towarzysząca tematom przemijania i śmierci, nakazała zachować
absolutne milczenie. A ja brylowałam kąsana stresem, motywowana emocjami
wymalowanymi na twarzach zebranych. Było o Łowiskach, o środowisku wydawniczym,
było o pierwszych wagarach w szkole a Julka odważyła się rozdać wszystkim
uczestnikom niewielkie niespodzianki, które przygotowałam! I o to chodziło!
Udało się wyciągnąć emocje przemiłego grona zgromadzonych na wierzch, o czym
usłyszałam tuż po spotkaniu. Wiele ciepłych słów uznania, pochlebstw, pytań o
plany, uskrzydliły mnie. Może nie taki diabeł straszny, jak go malują? Zabieram
się do pracy, wiele obiecałam ;-)
Aniu...oj zgadzam się z Tobą w zupełności i że na naukę nigdy za późno i te Twoje "przemyślenia".W każdym razie ja Ci mówię,Jesteś normalną kobietą z krwi i kości,a że dochodzą do tego jeszcze inne "zdolności"....to tylko plus i to wielki.Jesteś już po tych "pierwszych kotach"...więc spoko (tu zacytuję mojego młodego)
OdpowiedzUsuńdziękuję.
OdpowiedzUsuń